Strona:PL Maria Konopnicka - Cztery nowele.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Julek, mój chłopcze, nie upieraj się przy niéj, kiedy ci nie rada. Zrób tylko pieniądze, duże pieniądze, a wesele się znajdzie. Już ja ci drogę pokażę... Będziesz mi wdzięczny, póki cię nie powieszą, mój synu!

Śmiech Zuźki zagłuszył resztę. Wdowa chwyciła się za głowę. Ona znała ten ochrypły głos. Słup soli, w który się żona Lota zamieniła, nie był bardziéj nieruchomym od téj kobiety, stojącéj wśród lichego poddasza w swojéj wdowiéj, wypłowiałéj sukni. Po chwili dopiero zaczęła się mocno trząść, jakby nagłym chłodem ruszona. Istotnie, zapomniane dzisiaj okienko wciąż jeszcze stało otworem, a świeżość rosy szła przez nie razem z cichém światłem miesięczném, które się srebrnemi smugami po izbie kładło, czyniąc z osłupiałéj kobiety jakiś tragiczny posąg niedoli. U stóp posągu tego leżał szeroko rozwinięty papier, na którym w księżycowych blaskach wyraźnie czytać było można: „A iż wiadomą jest rzeczą...” i tak daléj...