Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Kępa pokręcił głową.
— Nie, szanowna pani — rzekł — lepiej, że się tak stało, jak jest, nudziarz zanudziłby naszą królewnę.
Bronka położyła mu rękę na ustach.
— Brzydki, brzydki doktór — mówiła.
— Oj to, to prawda święta — odparł, śmiejąc się — że mi Bóg poskąpił urody.
— Starożytni Grecy twierdzili, że bogowie w swojej sprawiedliwości jednych ludzi obdarzali — urodą, innym zato wzamian dawali mądrość i dobroć — śmiała się Bronka — nie możesz więc, doktorku, narzekać na swój los.
— Ha, trzeba się zgodzić z wolą nieba — westchnął Tadeusz — skoro mnie królewna aż mędrcem robi. Coby to jednak szkodziło, gdybym troszkę miał urody.
— Ktoś inny może byłby poszkodowany, więc niech nie będzie narzekań, jeszcze tak bardzo brzydcy nie jesteśmy, a ja o fizycznej urodzie nie myślałam, tylko to zaznaczam, że brzydko nie chcieć mieszkać tam, gdzie ja jestem.
Kępa wzniósł oczy do nieba i znowu westchnął.
— Bałem się właśnie twej obecności, Bronko — rzekł wkońcu.
— Czy jestem tak straszna? — żartowała.
— Bałem się, że obcując z tobą ciągle, stracę tę odrobinę powagi, którą mam w twych oczach, i stanę się najpoddańszym z twych poddanych.
Bronka spojrzała na mówiącego i wybuchnęła serdecznym, srebrzystym śmiechem.