przechadzce odrabiała lekcje na dzień następny, robiła jakąś robótkę. O piątej przychodziła do starszych panienek panna Wanda na lekcje francuskiego, Bronka, która od kołyski niemal mówiła po francusku i do śmierci ojca uczyła się wciąż tego języka, o wiele więcej umiała niż jej towarzyszki i dumna była z tych lekcyj niezmiernie.
O szóstej praca była skończona. Wracano do domu. Do gospodarstwa, jak mówiła Bronka.
Najmilsze to były chwile dla obu; rozmawiały, porządkowały wspólnie, przyrządzały sobie kolację. O dziewiątej dzień Bronki był skończony. Szła spać.
I nie wiedziała, że kiedy podczas jej snu ciocia brała ołówek do ręki, wciągała rachunki, porównywała dochody z rozchodami, przytem wzdychała nieraz smutnie.
Czyściła i naprawiała sukienki Bronki i jej bieliznę, a potem otwierała książki i długo w noc uczyła się, przygotowując się do egzaminu.
W niedziele i święta, o ile była pogoda, szły na dalekie spacery, zwiedzały Lwów i poznawały jego prześliczne okolice.
Były to chwile miłe dla Bronki, twierdziła, że się na przechadzkach z ciocią lepiej bawi, niż z koleżankami. Przypominało to jej Bronków i wycieczki do lasu; jak wtedy, tak i obecnie wracały, niosąc całe snopy ziół i traw przeróżnych. A ciocia o każdej roślinie tak ślicznie umiała mówić, że Bronka coraz bardziej kochała wszystkie te „chwasty“, jak je ongi nazwała pani Karolowa.
Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/111
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.