Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja chcę wiedzieć — mówiła Bronka — co to będzie jutro?
— Wtorek — zawołał doktór — a co więcej, to nie powiem.
Weszła panna Wanda, doktór został na herbacie, grał z Bronką w warcaby i siedział cały wieczór, a wychodząc, powtórzył:
— Jutro wtorek, godzina jedenasta, stawiam się z niespodzianką.
— A jak nie będzie słońca? — wołała Bronka.
— Będzie, będzie — odrzekł, wychodząc — zamówiłem już słońce i mróz u aniołków, obiecali, że jutro sypać nam śniegiem nie będą.
Odszedł, a Bronka weselsza niż zazwyczaj poszła spać.
Nazajutrz rzeczywiście była pogoda. Słońce jasno świeciło, mróz ściął śnieg i sanna była wyśmienita. Uwijały się też sanki po ulicach Warszawy, wesoło pobrzękując dzwoneczkami.
Bronka od rana czekała zapowiedzianej niespodzianki. Uderzyła wesoło w dłonie, słysząc na schodach znane kroki.
— Niespodzianka, gdzie niespodzianka?! — wołała, wybiegając na powitanie Tadeusza.
— Stoi przed bramą i czeka — odrzekł doktór, witając się z panną Wandą. — Niech się Bronka prędziutko ubiera, jedziemy saniami w Aleje.
Dziewczynka skoczyła z radości, spacer w saniach należał do jej przyjemności.
— A czy ciocia pozwoli? — spytała, zwracając się do panny Wandy, i naraz posmutniała, coś so-