Strona:PL Maria Jadwiga Reutt - Królewna.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panna Wanda uśmiechnęła się.
— Panie mecenasie — rzekła — życie przynosi nam nieraz niespodzianki i obowiązki, które musimy podejmować. Ten obowiązek nie spadł na mnie tak bardzo niespodzianie, jak się panom zdaje. Stosownie do umowy z panem Andrzejem, w przyszłym roku miałam sprowadzić się do Bronki i zająć się wyłącznie jej wychowaniem. Role zmieniają się; nie ja do niej, lecz ona przyjdzie do mnie. Może to i lepiej dla nas obu. Dziecko nie przywyknie do zbytku, zrozumie łatwiej obowiązki, jakie ma względem społeczeństwa, a i moja praca łatwiejsza będzie, gdy zostanę na swym gruncie. Pozostaje mi tylko uzyskać pozwolenie łaskawego pana, jako głównego opiekuna Bronki — dodała zwracając się do pana Karola.
— Pani najłaskawsza — odrzekł z nieukrytą radością pan Karol — ależ ja naprawdę ze względu na Bronkę tylko szczęśliwym być mogę. Gdzież dziecku mojego brata mogłoby być lepiej, jak nie w domu osoby, którą oboje rodzice wybrali jej na opiekunkę. Pozwoli pani jednak, że ja jako opiekun nie zaniecham również mych obowiązków i na ręce czcigodnego pana mecenasa składać będę co roku pewną sumkę na osobiste potrzeby dziecka. Nie mogę pozwolić, byś pani to wszystko brała na siebie.
Zamilkł, uważając, jakie to robi wrażenie na obecnych, a potem dodał:
— Podzielić się musimy ciężarami.