Strona:PL M Koroway Metelicki Poezye.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
166

Dopóki go nie przełamała
Choroba: nastał czas pokuty;
Pragnąc odkupić życia grzechy,
On przyrzekł wznieść cerkiewne mury,
Gdzie granit wznosi się ponury,
Gdzie zamieć huczy, gdzie uciechy
Sęp szuka, lecąc po nad chmury;
Między śniegami więc Kazbeku
Wkrótce świątynia szczyt wznosiła —
I oto! mija już czas wieku;
Grzesznika śmierć uspokoiła.
Tak zamieniono w cmentarzysko
Skałę, co z chmurą tylko żyła,
Jakoby śmierci przystań była
Cieplejszą, gdy od niebios blizko;
Jakoby dalej śpiąc od ludzi,
Spokojniej było w grobu cieśni...
Napróżno! zmarłym nic się nie śni
I nic do życia nie przebudzi!


XVI.

Tam — gdzie eterów płyną fale,
Jeden z aniołów skrzydłozłoty