Strona:PL M. Reichenbach - Na granicy.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 77 —

— Ależ na Boga, zkąd się tu wzięła Alinka i... Kamilla?
— Mężu! mężu! — dał się słyszeć głos Kamilli, ale tym razem już nie z galeryi, ale wśród otaczających Aiinkę, Kamilla, nie mogąc z góry dojrzeć i zrozumieć co się na dole dzieje, wróciła czemprędzej tajemną drogą do siebie, a potem głównemi schodami, jak błyskawica, zbiegła do ogrodu w kierunku kolumnady.
— Ach, to ja wszystkiemu jestem winna, Arturze! — zawołała, bez tchu prawie przybiegając. — To ja umówiłam się z Bronisławem, że się tu zejdziemy, to ja... Ach Boże, Alinka! co ci jest! Co ty tu robisz?
Ale Alinka, zwykle tak wymowna, nie mogła odpowiedzieć na te pytania; na nowo zemdlawszy, opadła na ręce Henryka.
— Raniona i to z mojej winy! — jęknął tenże stroskany. — O niej najpierwej musimy pomyśleć.
— Masz pan słuszność — rzekł Werthart — trzeba ją zaraz zanieść do domu. No, podnośmy, potem będziemy mówili o wszystkiem.
— O, ja ją sam uniosę, panie radzco; a obawiam się, że ten pan także jest ranny.
— Nie jestem ranny — szepnął Bronisław słabym głosem — noga mnie tylko boli... ćmi mi się w oczach.