Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

35.  O możni świata! przeciwko pasterce
Nieraz daremnie pierś zbroją kryć chcecie;
Gminny kochanek umié zdobyć serce
Pań — kiedy Wulkan rzuci na nie siecie.
Ci łakną nocy w miłosnéj rozterce,
Ci się po murów, po dachów pną grzbiecie;
Lecz mojém zdaniem, onych zboczeń wina,
Grzechem Wenery jest raczéj niż syna.

36.  Już na łąk zieleń spuściły kolasę
Srebrne łabędzie ruchy łagodnemi,
Z śnieżną lic bielą łączącą róż krasą
Bogini — szybko zstępuje ku ziemi.
Łucznik, co niebian śmie wyzywać rasę,
Wita ją wesół z Kupidy swojemi,
Którzy gromadnie skupiają się przy niéj,
Całując ręce swéj ślicznéj władczyni.

37.  Cypryda chwili nie chcąc tracić marnie,
Ufne do syna wyciąga ramiona,
I tkliwie szepce i w objęcia garnie:
„O ty, na którym moc ma utwierdzona,
Źródło potęgi méj, ty co się bezkarnie,
Najgrawasz z gromu, który zgniótł Tyfona,
Dziś się z ufnością uciekam do ciebie,
Byś mi był wsparciem w szczególnéj potrzebie.

38.  „Znasz ciężkie losy Luzów. Dawno jużby,
Musieli zginąć bez mojéj opieki.
Strzegłam ich, mając Park niemylne wróżby,
Iż mię czcić będą i wielbić na wieki;
A przeto jeszcze miłe mi ich służby,
Iż Rzymian widzę w nich obraz daleki;
Więc ku ich szczęściu złączmy, synu miły,
Nasze potęgi, wszystkie nasze siły.

39.  „Za to, co w Indjach znieśli przez pogany,
I przez ohydne zasadzki Bachowe,
Lub kiedy morskie wzburzone bałwany,
Im otwierały otchłanie grobowe:
Niech ten sam, wiecznie groźny, rozhukany,
Ocean — łodzie przytuli Luzowe;
On, świadek trudów walecznych żeglarzy,
Niech dziś ich szczęściem i chwałą obdarzy.