Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

5.  Lecz Ten, co rządzi ziemią i niebiosy,
Który wszechwiedzą swoją niezmierzoną
Trzyma w swych ręku śmiertelników losy,
Wiodąc do kresu, jak im przeznaczono:
Litości w jednym z Maurów zbudził głosy,
Natchnął współczuciem Monsaida łono —
I Maur z przestrogą pośpieszył do Gamy
A sobie przez to otwarł raju bramy.

6.  Inni nie strzegli przed nim tajemnicy,
Mając za swego jednéj z niemi wiary,
Słuchał, co knuli owi okrutnicy,
Przeniknął podłe, srogie ich zamiary:
Nieraz stojące długo na kotwicy
Zwiedzał on statki — dziś z żalem bez miary
Myśli nad zgubą, jaką bez ich winy
Gotują Luzom saraceńskie syny.

7.  On roztropnego Gamę ustrzedz śpieszy,
Że tu Araby co rok płyną z flotą,
Że jak narzędziem zemsty Maur się cieszy
Przyjściem tych ludzi, którzy Luzów zgniotą:
Że na tych statkach prócz żołnierskiéj rzeszy
Gromy Wulkana pociskami miotą;
Wobec nich statki drogą skołatane
Mogłyby uledz i ponieść przegrane.

8.  Gama uważał, że właśnie pogoda
Sprzyja podróży i do drogi skłania,
Zwątpił już, by się dała zawrzeć zgoda
Z królem dzielącym mahometan zdania;
Tylko mu Diega i Alwara szkoda,
A więc powrotu śle im rozkazania,
Lecz — aby wrogi zawad nie stawili —
Każe z tém kryć się do ostatniéj chwili.

9.  Próżno. Mkną wieści mimo tajemnicy
I w krótkim czasie po grodzie rozbrzmiały,
Ujęci obaj Gamy wysłannicy
Właśnie gdy miejskie opuszczali wały.
Lecz na słuch o tém Gama z błyskawicy
Szybkością — kupców porywa tłum cały,
Co k’niemu zysku nadzieją znęceni
Przybyli z kupią kosztownych kamieni.