Strona:PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Włożył stare, wytarte palto, wiszące na wieszaku i nasunął na oczy szarą cyklistówkę. Zamknął biurko wraz z wszystkimi papierami i wyszedł z gabinetu. Po drodze zamierzał zawiadomić inspektora Braina o tym co się stało i o spadających na niego obowiązkach.
Zamknął za sobą drzwi. Obszerny gabinet szefa Scotland Yardu tchnął pustką...
Promienie słońca igrały wesoło na metalowej powierzchni żelaznej kasy, w której spoczywały kosztowności Elwiry Monescu.

U Goldfisha

Inspektor Baxter rozsiadł się wygodnie w aucie policyjnym, prowadzonym przez agenta. Obok niego siedział posiwiały w służbie brygadier Cuxton, słynący jako specjalista od włamań.
Jechali w milczeniu przeszło godzinę. Baxter był w ponurym humorze.
— I wszystko dlatego, że ten przeklęty Goldfish lekceważy sobie rady policji... — rzekł Baxter. — Ot, do czego prowadzi ludzka nieostrożność!
— Dziwią mnie pańskie słowa, szefie — rzekł Cuxton — przecież Goldfish ma specjalnego nocnego dozorcę. Wystawy chronione są przez stalowe żaluzje... Nie mówię już o całym systemie sygnałów alarmowych i o psie, któremu daleko do łagodności!
— Nie powinien w takim razie zostawiać na noc klejnotów w sklepie — rzekł Baxter, rozmyślając wciąż nad niedoszłym do skutku spotkaniem z piękną Elwirą.
— Tego rodzaju praktyka możliwa jest w małych sklepikach, inspektorze, ale nie w magazynie tej miary, co zakład Goldfisha — odparł Cuxton, — samo próżnienie witryn musiałoby trwać kilka godzin... Proszę pomyśleć, że codzień trzeba byłoby powtarzać tę samą operację.
Baxter mruknął coś, co mogłoby równie dobrze być poczytane za wyraz zgody, jak i zaprzeczenia... Zamilkł i pogrążył się w myślach, z których ocknął się dopiero wówczas, gdy auto wjechało na ulicę Exceter Lane.
Była to szeroka piękna ulica. Po obu jej stronach widniały wytwornie urządzone sklepy.
Szofer zwolnił, aby odczytać numery domów. Wreszcie auto zatrzymało się. Baxter wychylił głowę przez okno i zawołał w stronę kierowcy:
— Jedziemy dalej, chłopcze! Przecież od razu widać, że to nie tutaj. Na ulicy stałby przecież tłum ciekawych.
Szofer wysiadł z auta i rzekł:
— Nie wiem, czy to tu, ale w każdym razie jest to numer siedemnasty, o czym sam pan może się przekonać.
— Jakże to możliwe, u licha?
Baxter wysiadł również z auta. Na twarzy jego ukazał się wyraz zdumienia. Nad wystawą sklepową ujrzał wypisane nazwisko Nathana Gildfisha. Sama wystawa lśniła się od kosztowności, godnych królewskiego skarbca.
Baxter stał nieruchomo, jak ktoś ogłuszony nagłym ciosem.
— Coś mi to nie wygląda na włamanie — rzekł Cuxton spokojnie. — Czy nie pomylił się pan, inspektorze, przy odbieraniu telefonicznego meldunku?
— Baxter zwrócił powoli swą pobladłą twarz w stronę brygadiera.
— Czy mnie oczy nie mylą? Czy naprawdę nazwisko Nathana Goldfisha widnieje na szyldzie?;
— Oczywiście, inspektorze...
— Czy to jest Exceter Lane?
— Nie ulega kwestii...
— Numer 17?
— Z całą pewnością.
— Czy zna pan innego Goldfisha?...
— Znam jeszcze dwóch, inspektorze. Jeden z nich jest szewcem, drugi sprzedaje słodycze w kinie.
Baxter rzucił mu pełne wściekłości spojrzenie i skierował się w stronę sklepu jubilerskiego.
Aby wejść do środka, inspektor musiał przebyć kryształowe drzwi. Na jego spotkanie wybiegł wytwornie odziany zarządzający... Na widok munduru Baxtera cofnął się.
— Czy to sklep pana Goldfisha? — zapytał Baxter urzędowym tonem.
— Tak jest — odparł młodzieniec.
— Czy tej nocy dokonano tu włamania?
— Tutaj?... Nie, dzięki Bogu.
— Dlaczego w takim razie pański szef wzywał mnie telefonicznie?
— Szef? Kiedy to miało miejsce?
— Przed godziną.
— Zupełnie wykluczone, szanowny panie... Mój patron bawi obecnie w Paryżu. Wczoraj rano odleciał aeroplanem z lotniska w Croydon.
Baxter zbladł nieznacznie i rzucił rozpaczliwe spojrzenie na Cuxtona, którego twarz czerwona była jak cegła.
— Co to wszystko znaczy, Cuxton? — zapytał.
— Coś się za tym kryje, inspektorze. Sądzę, że to coś bardzo poważnego.
Baxter stał nieruchomo. Oczy jego spoglądały przed siebie z dziwnie szklanym wyrazem... Na czole pojawiły się grube krople potu. Oddychał z trudem.
— Czy jest pan pewien, że nie dokonano tu włamania?
— Niechże się pan sam o tym przekona, inspektorze — odparł zarządzający, który począł się lekko niepokoić tą sprawą.
— I nikt do mnie nie telefonował?...
— Nie... Przed godzina zaledwie otworzyliśmy magazyn.
— A pan Goldfish?
— Powtarzam, że wyjechał w pilnych sprawach do Paryża... Dziś wieczorem, albo najpóźniej jutro rano ma powrócić...
— I nikt nie przeciął połączenia telefonicznego?
— Możemy się zaraz o tym przekonać — zaśmiał się wesoło zarządzający.
Wbiegł szybko do pokoju, położonego za sklepem. Baxter słyszał jego szybkie kroki. Nagle rozległ się pełen zdumienia okrzyk, po czym młody człowiek ukazał się na progu. Twarz jego była prawie tak blada, jak twarz Baxtera.
— Nic nie rozumiem... — zawołał z przerażeniem. — Przecięto widocznie druty! Nie mogę otrzymać połączenia...
Baxter skinął na brygadiera. Weszli do sąsiedniego pokoju i zbliżyli się do aparatu. Brygadier ujął za słuchawkę, ale telefon milczał, jak zaklęty... Poczęto szukać miejsca, w którym drut został przecięty. Znaleziono je wreszcie, ukryte starannie pod grubą portierą.
Cuxton chwycił poprzecinane druty.
— Mógłby pan z równym powodzeniem telefonować poprzez sznury od portiery — rzekł