Strona:PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Wytworna dama“ opuściła gabinet, trzaskając drzwiami. Obaj mężczyźni spoglądali na siebie w milczeniu.
— Tak to zawsze bywa, gdy się ma za miękkie serce — szepnął do siebie Baxter. — Będzie to dla mnie nauczką na przyszłość, Marholm.
— Życzę panu tego z głębi duszy — odparł sekretarz z westchnieniem.
Znał dobrze swego szefa i wiedział, co należy sądzić o jego poprawie.

Dziwne ogłoszenie

Inspektor Baxter miał wiele powodów, aby przeklinać chwilę, w której zetknął się z Elwirą Monescu.
Tego samego wieczora artystka odwiedziła wszystkie redakcje statecznych pism i opowiedziała z wszelkimi detalami swą przygodę koloryzując ją przy tym odpowiednio. Zniknięcie kosztownego sznura pereł było dla niej cenną reklamą i postanowiła wyzyskać tę okazję bez względu na to, czy perły te znajdą się czy nie. To jeszcze nie było jednak najgorsze...
Baxter zapomniał wydać polecenie, aby sprawę tę zachowano w tajemnicy. Tegoż wieczora w policyjnym sprawozdaniu, które Scotland Yard rozsyła co wieczór wszystkim pismom, ukazał się dokładny raport o niesłychanie śmiałej kradzieży, popełnionej w biurze, opis działania sprawcy, wywabienie podstępem Baxtera i Marholma z biura oraz przebranie się sprawcy za inspektora.
Zarządca firmy „Nathan Goldfish“ ze swej strony nie omieszkał pochwalić się przed znajomymi, opowiadając im, jaką rolę odegrał w całym tym zajściu.
Niektóre z pism wyraźnie wskazywały na Tajemniczego Nieznajomego. Nikt nie wątpił, że śmiała kradzież jest dziełem Johna Rafflesa. Pisma oddawna prowadzące kampanię przeciwko Baxterowi poczęły domagać się usunięcia nieudolnego funkcjonariusza z odpowiedzialnego stanowiska. Baxter był w rozpaczy. W pewnym momencie chciał już nawet rzucić wszystko i złożyć prośbę o zwolnienie... Opamiętał się jednak i począł zabiegać u swych znajomych dziennikarzy aby go wzięli w obronę.
Tak się sprawy przedstawiały, gdy afera Monescu, jak ją pospolicie nazywano, nagle poczęła przybierać zupełnie inny obrót.
Baxter znajdował się właśnie w swym mieszkaniu, gotując się do wyjścia.
Inspektor był członkiem „Windsor-Klubu“ i postanowił wieczór ten spędzić wśród swych wpływowych przyjaciół.
Nagle przed samym wyjściem wręczono mu niewielką paczkę, na której widniał wyraźnie wypisany jego adres. Chciał ją odłożyć na bok, gdy jakiś wewnętrzny głos kazał mu sprawdzić co się w niej znajduje. Baxter niecierpliwie rozerwał sznurek: ujrzał owinięte w papier, niewielkie tekturowe pudełko, a w nim... perły Elwiry Monescu. Do pereł przyczepiona była kartka:
„Proszę przeczytać ogłoszenie w jutrzejszym porannym wydaniu „Timesa“.
R.
Radość Baxtera była krótkotrwała.
Ręka, w której trzymał perły, zadrżała.. Spojrzał na swa pobladłą twarz w lustrze, przed którym stał ciążąc czarną muszkę. Na czole jego widać było grupę krople potu.
Co się za tym kryło? Dlaczego Raffles — nie ulegało bowiem kwestii, że to on przysłał paczkę, — oddał z powrotem skradzione perły? Dlaczego miał szukać ogłoszenia w jutrzejszym „Timesie“?
Odłożył perły do pudełka, schował je starannie w skrytce ściennej i zadzwonił do redakcji „Timesa“.
— Hallo... Proszę połączyć mnie z działem ogłoszeń... Dziękuję... Tu mówi inspektor Baxter! Chciałem się zapytać, czy w ciągu dnia nie wpłynęło ogłoszenie, złożone przez Johna Rafflesa.
— Trudno nam będzie na to odpowiedzieć, inspektorze — brzmiała odpowiedź. — Ale proszę poczekać. Zaraz postaramy się zadość uczynić pańskiej prośbie. Musimy zresztą dodać, że po wyższej taryfie przyjmujemy ogłoszenia nawet po godzinie jedenastej w nocy.
— Czy „Times“ mógłby nie umieścić tego ogłoszenia, jeśli o to poproszę?
— To się rozumie, panie Baxter. Jedno pańskie słowo wystarczy, abyśmy wycofali ogłoszenie.
Minęło dwadzieścia minut. Baxter w naprężeniu oczekiwał odpowiedzi.
Rozległ się wreszcie dzwonek telefonu. Baxter chwycił słuchawkę.
— Jeszcze nie otrzymaliśmy, inspektorze — zabrzmiał głos. — Czy mógłby nam pan wyjaśnić, jaka będzie treść tego ogłoszenia?
— Well... Oczywiście... Będzie tam mowa o perłach madame Monescu...
— To wystarczy... Wstrzymamy ogłoszenie, jeśli pan sobie tego życzy. Skoro pan uważa, że Raffles zjawi się w naszej redakcji, należałoby może roztoczyć obserwację nad naszym gmachem?
— Doskonała myśl... Natychmiast wydani odpowiednie dyspozycje — zawołał Baxter, odkładając słuchawkę.
Połączył się z główną kwaterą policji, wydał odpowiednie instrukcje i przed upływem dziesięciu minut kilkunastu agentów policji, przebranych po cywilnemu, rozsypało się w pobliżu jasno oświetlonego gmachu „Timesa“... Prócz agentów, kręcących się wśród publiczności, jeszcze czterech przebrano za portierów i urzędników.
O godzinie jedenastej Baxter, siedzący w klubie jak na rozżarzonych węglach, otrzymał meldunek telefoniczny, że nie zdarzyło się nic godnego uwagi.
— Raffles przeląkł się pana widocznie — odezwał się lord William Aberdeen.
Lord Aberdeen był wiceprezesem klubu i cieszył się ogólnym poważaniem. Baxter opowiedział mu dokładnie o wszystkich swoich strapieniach.
— Ale skąd dowiedział się o moich przygotowaniach? — zawołał Baxter z rozpaczą w głosie.
— ...Raffles wie o wszystkim — rzucił lord Aberdeen, podnosząc się powoli z wygodnego fotelu.
Lord skinął na lokaja i kazał mu przywołać swoje auto.
Inspektor Baxter udał się więc, jak niepyszny, na spoczynek.
Następnego ranka służąca przyniosła mu do łóżka „Timesa“. Baxter rzucił się niecierpliwie na gazetę. Wzrok jego od razu zatrzymał się na ogłoszeniu podkreślonym niebieskim ołówkiem.
„Uwaga!
Oświadczam niniejszym, że perły, które miałem zaszczyt wykraść wczoraj z kasy inspektora Jamesa Baxtera, są fałszywe i nie warte nawet dziesięciu funtów.
John C. Raffles“.