Strona:PL Lord Lister -74- Skandal w pałacu.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy osoba, stale narkotyzowana, nie wpada w chroniczną chorobę?
— Oczywiście. Po pewnym czasie doprowadza ją to do obłędu.
Raffles gwizdnął przeciągle.
— A więc to tak — rzekł. — Zastosował pan swój środek w domu lorda Clixtona?
— Oczywiście — odparł baronet z uśmiechem — czy pan sądzi, że mógłbym inaczej ustrzelić tę gąskę? Od dwóch tygodni dzięki tej truciźnie znajduje się ona pod moim wpływem.
— Winszuję panu — rzekł się panu wspaniale! Zarabia pan na tym przynajmniej milion franków.
— Półtora miliona — poprawił baronet — a ponadto dostanę za nią jeszcze dwadzieścia tysięcy funtów.
— Jak to? — zapytał Raffles.
— Nie wyobraża pan sobie chyba, że będę się z tą gąską zabawiał przez całe życie.
— Czy i na niej spróbuje pan skuteczności swej trucizny?
— Nie... Staram się wywozić wszystkie małżonki do Buenos Aires.
Raffles zacisnął pięści.
— Doskonały interes — ciągnął łotr, nie zauważywszy wrażenia, jakie słowa jego wywołały na Rafflesie. — Chciałbym panu zaproponować spółkę: pan zawierałby małżeństwa w Paryżu, ja zaś... w Londynie.
Raffles udawał, że się poważnie zastanawia nad tą propozycją.
— Jakich pan ma wspólników? — zapytał wreszcie.
— Doskonałych... Moje przedsiębiorstwo działa szybko i sprawnie. Na przykład córka lorda Clixtona zniknie jeszcze dzisiejszej nocy... Ja również wyjadę i wszyscy będą przekonani, że jesteśmy w podróży poślubnej. Tymczasem ja będę w Brukseli, ona zaś — tu zaśmiał się hałaśliwie — nie będzie potrzebowała zażywać więcej mojej trucizny. Znam pewnego kapitana statku, który za każdym razem, gdy zamierzam skończyć z jakąś kobietą, oczekuje mnie na pokładzie swego skunera na wodach Tamizy w pobliżu arsenału. Dostarczam mu kobiety, marynarz płaci, a ja umywam ręce...
— Czy nie obawia się pan zdrady?
— Nie.
Baron uśmiechnął się i wyciągnął z szuflady biurka perukę, brodę i okulary.
— Widzisz, drogi hrabio, jestem ostrożny. Kapitan nigdy nie widział mnie bez tych akcesoriów.
Minsterhall niedbałym ruchem rzucił je z powrotem do szuflady. Wstał i zbliżył się do szuflady po nową butelkę szampana. W chwili, gdy odwrócił się plecami do swego gościa, Raffles z błyskawiczną szybkością wyciągnął z szuflady perukę i brodę.
— Może jeszcze jeden kieliszek? — zapytał uprzejmie Minsterhall.
Nie domyślał się nawet, że peruka i broda spoczywają w przepaścistej kieszeni Rafflesa.
— Nie, dziękuję — odparł Raffles.
— Ludzie tacy, jak my, powinni się łączyć, aby wspólnie pracować.
Wyciągnął ku mu rękę.
— Starym zwyczajem, niech pan uderzy, dla przybicia umowy — rzekł.
Nastąpiła rzecz dziwna. Raffles uderzył ze wszystkich sił w wyciągniętą dłoń. Ręka baroneta pod wpływem tego uderzenia poczęła puchnąć w oczach.
— I pan to nazywa przybiciem umowy? — syknął Minsterhall, nie mogąc opanować gniewu.
— Czy chce pan, abym pana uderzył raz jeszcze? — zapytał Raffles. — Póki żyję nie widziałem większego od pana łotra, Minsterhall.
Dopiero po tych słowach baronet zorientował jaką postawę zajął wobec niego hrabia de Rockan.
— Łotrze!... Zdrajco!.. Szpiclu!
Rafles wzruszył spokojnie ramionami.
— Nie dotkną mnie pańskie słowa... Nie jestem ani zdrajcą ani szpiclem. Nie jestem również hrabią de Rockan, tak, jak pan nie jest baronetem. Czy chce pan wiedzieć kim jestem naprawdę?
Baronet uśmiechnął się kwaśno.
— Bardzo proszę... Będę przynajmniej wiedział, z kim mam do czynienia.
Ale w tej chwili Minsterhall spojrzał na Tajemniczego Nieznajomego jakoś dziwnie i przenikliwie. Po chwile zbladł i wyjąkał:
— Zgadł pan. Usłyszy pan jeszcze o mnie. Zgodnie z moim zwyczajem powiem z góry, co pana czeka. Pozostaję w Londynie i dziś wieczorem będę obecny na pańskim ślubie.
Minsterhall uśmiechnął się.
— Słowo honoru?
— Słowo honoru
— A więc spotka tam pana poważna przykrość, lordzie Listerze.
— Rozumiem... Ale niech się pan o mnie nie obawia. Chodzi mi tylko o to, aby zdemaskować pana, Minsterhall.
— Mnie?...Raffles pragnie mnie zdemaskować? A to doskonałe...
— Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni...
Zanim Minsterhall zdążył się zorientować, Raffles wymierzył mu potężny cios w podbródek.
Minsterhall zachwiał się i zamknął oczy. Gdy oprzytomniał, Rafflesa już nie było w pokoju. Natychmiast podbiegł do telefonu i połączył się ze Scotland Yardem.
— Hallo, tu Baxter.
— Mówi sir Fryderyk Minsterhall. Pragnę panu zakomunikować ważną wiadomość: dowiedziałem się, że na kolacji, wydanej wieczorem przez lorda Clixtona dla uczczenia zaślubin jego córki, będzie obecny Raffles.
— Raffles? Czy jest pan tego pewien?
— Mogę pana zapewnić słowem honoru.
— A więc doskonale... Przybędę tam z dwunastoma ludźmi.
— Zbyteczne, inspektorze. Sam panu pomogę i wskażę tego człowieka. Niech pan zabierze z sobą tylko jednego pomocnika.
— Dobrze... Do zobaczenia dziś wieczorem!...
Baronet odłożył słuchawkę i zatarł z zadowoleniem ręce:

Sensacyjne aresztowanie

Przed pałacem lorda Clixtona stał sznur wytwornych aut, którymi zaproszeni goście mieli udać się na uroczystość zaślubin lady Heleny z baronetem Minsterhalla.
W pierwszym aucie jechała narzeczona ze swym ojcem, w drugim baronet i jeden ze świadków,