Strona:PL Lord Lister -48- Przygoda w Marokko.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy zdajesz sobie, Marabucie, sprawę, do kogo przemawiasz? Roghi będzie wkrótce sułtanem i panować będzie nad Fezem i Marakeszem tak jak panuje teraz nad krainą Riffu. Porzuć swój zuchwały ton.

— Gdzie jest dziecko? Wiesz dobrze, że wziąłem je pod swoją opiekę. Biada ci, Bu Hamaro, jeśli stanie mu się krzywda.
— Za bardzo interesujesz się tym synem niewiernych. Oddawna już bowiem twoje stosunki z Hiszpanami i Anglikami wydają mi się podejrzane. Twoje postępowanie niegodne jest Riffena i Marabuta.
— Nie tobie o tym decydować, Bu Hamaro. Znamy się oddawna. Gdzie jest dziecko, powierzone mej opiece? Musisz mi to powiedzieć, Roghi, Ty, który byłeś bratem moim w religii, a który dla władzy porzuciłeś śluby! Przyjaciele Jacka są mężczyznami. Mogą sami dbać o własny ratunek. Ale to dziecko wziąłem pod moją opiekę i pragnę wiedzieć co się z nim dzieje.
— Czy sądzisz, że będę ci mówił to, co nie powinno cię obchodzić? Skore chcesz wiedzieć, znajduje się on wraz ze swymi przyjaciółmi w lochu i wkrótce nikt mu już pomóc nie będzie w w stanie. Młodą żmiję zdusić należy wraz ze starymi. Podzieli on los pozostałych więźniów.
Oczy Marabuta zabłysły.
Podbiegł, do tapczana, na którym lord Lister niedawno jeszcze palił swoje nargile i uderzył w wiszący nad tapczanem gong. Głęboki dzwon rozległ się w całej kazbie.
Wszedł Hassan na czele czarnych niewolników, stanowiących przyboczną straż Emira.
— Masz oto twój horoskop: przepowiadam ci, że nie wyjdziesz żywy z tej sali. Tak napisano w księdze przeznaczeń. Wy wszyscy, którzy tu jesteście, rzućcie się na tego odszczepieńca, tego fałszywego Marabuta i pogrążcie wasze sztylety w jego sercu. Jest to agent hiszpański. Przybył tu po to, aby nas szpiegować.
Na rozkaz Bu Hamary, Hassan i jego towarzysze rzucili się na Marabuta.
Nagle wszyscy cofnęli się przerażeni.
Jakaś zielona mgła podniosła się z syklem, tworząc parawan pomiędzy nimi a Marabutem. Rozległ się huk strzału i czarny Hassan padł na ziemię jak rażony piorunem. Riffeni i Roghi oniemieli z przerażenia. Gdy mgła opadła Marabut znikł.
Riffeni spojrzeli na swego wodza z wyrzutem. Mieli mu za złe, że postępowaniem swym ściągnął interwencję nadprzyrodzonych sił. Poszeptawszy coś między sobą odsunęli się od niego.
— Obraziłeś Allaha, zaatakowaniem świętego pustelnika — rzekł wódz jednego z plemion. — Ochronił go przed twoją złością, owijając go jak ongiś proroka Eliasza obłokiem zielonym. Strzeż się Roghi! Dotychczas szliśmy chętnie za Tobą. Ale biada ci jeśli poczniesz podnosić rękę na wybrańców nieba. Nasze drogi oddalą się od twoich.
— Niechaj Allah cię oświeci i nie zechce cię karać za brak szacunku, z jakim mówisz o jego wybrańcach. Nie możemy dłużej słuchać twych słów bluźnierczych. Zostawiamy cię własnemu losowi.
Głos starca przeważył. Wszyscy skwapliwie podchwycili okazję, aby wymknąć się z niebezpiecznego miejsca.
Zanim Roghi zdążył się zorientować, został sam jeden w sali.
Zrozumiał swój błąd. Powaga, jaką ciesył się Bu Ismail przerażała go. Pewien był, że Marabut skorzysta z pierwszej lepszej okazji, aby się zemścić. Postanowił przekonać się naocznie, co się dzieje z więźniami. Wziął z szafy specjalnie przygotowaną smolną głownię, zapalił ją i wyszedł.

Lord Lister w skarbcu

Lord Lister osadzony został w zupełnie innej części warowni. Doprowadzono go do głębokiej studni, w której widać było wąską żelazną drabinę. Niewolnicy zeszli pierwsi, poczym ci, którzy zostali na górze, przewiązali go sznurem i na linie spuścili na dół.
W świetle zapalonych głowni, ukazało się jego oczom wnętrze wielkiej sali, w której znajdował się długi stół zawalony stosami przedmiotów i sprzętu wojennego, jak naboje, pistolety, rewolwery i ładownice.
Przed stołem, w długich równoległych szeregach, stały otwarte worki. Worki te lśniły żółtawym połyskiem, gdy padło na nie światło latarki. Lord Lister spostrzegł, że były pełne złotych monet. Większe worki, stojące w głębi podziemia, wypełnione były srebrem.
Lord Lister opanował swe nerwy i począł bez pośpiechu rozwiązywać swe więzy. Murzyni jednak posiadali niesłychaną wprawę w sztuce krępowania więźniów i, mimo wysiłków lord Lister w żaden sposób nie mógł uwolnić swego ramienia.
Nagle usłyszał, że drzwi drgnęły w zawiasach.
Odwrócił żywo głowę w kierunku wejścia i promień nadziei rozjaśnił jego rysy. Poznał zawoalowaną kobietę. W ręce jej błyszczał nóż.
— Ci podli ludzie zawlekli pana aż tutaj — rzekła głosem pełnym współczucia.
— Gdzie jest dziecko? Gdzie są pańscy towarzysze? — zapytała z trwogą. —
— Cierpią w innych lochach — odparł lord Lister — topiąc swe spojrzenie w jej oczach. — Znaj-