Strona:PL Lord Lister -46- Kontrabanda broni.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ukrywając zainteresowanie, jakie w nim ta rozmowa wzbudziła.
Harrisonowi pochlebiła ciekawość lorda Listera, ciągnął więc dalej:
— Jak panu wiadomo, Niemcy domagają się obecnie zwrotu dawnych kolonii, afrykańskich, nad którymi mandat po wojnie powierzono Wielkiej Brytanii. Niemcy utrzymują, że interesy ich w tamtych krajach pozostały nie zmienione i że nie ma najmniejszej racji, aby mandat angielski trwał w nieskończoność. Głosy te zaczęły ostatnio zyskiwać dość chętny posłuch i dlatego należałoby temu zapobiec.
— Ale jak?
— Uniemożliwiając życie kolonistom niemieckim którzy albo tam pozostali albo też osiedlili się niedawno. Na południu Afryki utworzył się już potężny syndykat mający na celu odkupywanie od Niemców ich posiadłości.
— Już rozumiem — odparł lord Lister. — Pański ojciec i jego przyjaciele zbroją krajowców po to aby nie dawali spokoju kolonistom niemieckim.
Młody człowiek potwierdził z uśmiechem.
Lord Lister zamyślił się i dodał po chwili.
— Niebezpieczny plan... Nic nie przemawia za tym że się powiedzie.
— W każdym razie broń zostanie sprzedana i zysk zainkasowany. To najważniejsze — odparł Harrison — Zresztą przyjąwszy nawet, że broni nie uda się sprzedać w Afryce, będzie ją można sprzedać gdzieindziej.
— W Azji, Beduinom... Widzi pan więc, że interes ten nie przedstawia najmniejszego niebezpieczeństwa.
W głębi duszy pomyślał:
— Ten chłopiec powinien wisieć wraz ze swym szanownym ojcem.
Wstał, wyciągnął rękę do młodego Harrisona i rzekł:
— Poddał mi pan doskonałą myśl. Oddawna zamierzałem udać się do Afryki. Zima się zbliża. Pewny jestem, że w Afryce będę miał przyjemniejszy i cieplejszy klimat niż w Londynie. Czy mógłby mi pan podać nazwę okrętu, którym będzie transportowana broń?
— Bardzo chętnie — odparł Harrison junior. — Obawiam się jednak, że nie znajdzie pan należytych wygód na tym towarowym okręcie.
— Jeszcze się nad tym zastanowię — rzekł Raffles. — Prosiłbym jednak o udzielenie mi tej informacji. Ach, muszę jeszcze wypisać czek, o który mnie pan prosił. Przejdźmy więc do czytelni. Tam go panu wypełnię.
W godzinę później, lord Lister w towarzystwie swego sekretarza, opuścił klub. Wróciwszy do domu, rzucił Charleyowi pytanie:
— Czy starczy ci odwagi, aby mi towarzyszyć w podróży do Afryki?
— Co takiego? — zapytał sekretarz, nie wierząc własnym uszom.
— To, co słyszałeś — odparł Raffles spokojnym tonem. — Zbliża się zima. Obawiam się, że będzie mi tu zbyt chłodno.
Charley Brand spoglądał na swego przyjaciela ze zdumieniem.
— Czy chcesz mi zrobić przyjemność, Edwardzie? — rzekł. — Powiedz mi po co puszczasz się w tę drogę?
— Powiem ci krótko — odparł Raffles. — Mam zamiar ukraść sto tysięcy karabinów oraz amunicję.
Charley Brand zamilkł ze zdumienia. Po kilku minutach dopiero odzyskał głos.
— Co takiego? Co chcesz ukraść?
— Broń przemycaną — odparł Raffes.
— Po co?
Lord Lister poprawił monokl i spoglądając uważnie na Charleya Branda zapytał:
— Czy uważsz mnie za dobrego Anglika?
— Oczywiście. Uważam cię za rzadki egzemplarz brytyjskiego gentlemana.
— Czy uważasz mnie również za człowieka uczciwego, niezdolnego do popełnienia podłości?
— All right, mój chłopcze. Zrozumiesz więc moją intencję. Broń ta przeznaczona jest dla murzynów lub Arabów. Przemyca ją jeden z naszych konsulów. O celu tranzakcji zaraz ci opowiem.
Lord Lister opowiedział swemu przyjacielowi o rozmowie, jaką miał z młodym Harrisonem.
— A więc ta masa broni ma służyć nieuczciwym ludziom do zbogacenia się. Po obydwu stronach padną tysiące trupów. Wywołać to może poważne konflikty polityczne. Wszystko to obojętne jest dla ludzi, mających jedynie zysk własny na celu. Uważam za swój obowiązek zawładnąć tą bronią, która może wywołać tak nieobliczalne skutki.

Następnego dnia po południu, Raffles otrzymał od młodego Harrisona krótki liścik, zawiadamiający go, że okręt, który ma przewieźć broń i amunicję nazywa się „Harber“ i wyrusza do Anglii za dwa dni. Okręt ten nie ma ani jednej kabiny pasażerskiej.
John Raffles zaśmiał się wesoło.
— Za żadne skarby świata nie odbyłbym większej podróży morskiej na towarowym okręcie — rzekł. — Jeśli prosiłem Harrisona o informacje, to dlatego, że chciałem dowiedzieć się, jakim okrętem wyśle swą kontrabandę.
Ponieważ okręt jednej z największych linii angielskich wyruszał nazajutrz z Southampton do Zanzibaru, Raffles kazał zarezerwowć dla siebie dwie kabiny pierwszej klasy. Tegoż wieczora zjawił się w „klubie afrykańskim“, aby pożegnać się z kilku znajomymi.

Trzej rozbitkowie

Hans Damp, Willi Looks i Peter Duschen, trzej bezrobotni marynarze niemieccy siedzieli na pustych skrzyniach w porcie Beiry.
Każdy marynarz, który w swym życiu choć raz opłynął przylądek Dobrej Nadziei wie, że nie ma w świecie portu bardziej niegościnnego od Beiry.
Brak talentu organizacyjnego i lekkomyślność portugalska podały sobie ręce w tym małym miasteczku. Mimo to Anglicy utrzymują tam swój konsulat, umieszczony w wygodnym budynku kolonialnym, sąsiadującym z jednej strony z dużym składem towarowym angielskim.
Rząd portugalski nie troszczył się bynajmniej o ulepszenie urządzenień Beiry. Nie ma tam, oczywiście, żadnego pomostu, który pozwalałby za-