Strona:PL Lord Lister -09- Fatalna pomyłka.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
6

Skamieniał z przerażenia. Spostrzegł, ze rewolwer trzyma delikatna, biała, wypielęgnowana ręka. Na palcu lśnił drogi pierścień.
Pochylił się jak pod uderzeniem bata.
— Doktór Marchner zapłacił panu 500 funtów?
— Tak.
— Pokwitował pan z odbioru sumy?
— Oczywiście....
— Pięknie.... Proszę teraz złożyć 500 funtów na stole.
— Przecież pieniądze te do mnie należą.
— Milczeć! — krzyknął zamaskowany mężczyzna. — Jeśli będzie się pan opierał, odetnę panu rękaw i wszystkim pokażę zapasik kart, dzięki którym ogrywa pan swych partnerów.
Alfred Hopp zadrżał.
— Liczę do trzech... Jeśli pieniądze nie znajdą się na stole, stanie się coś strasznego... — Raz... dwa...
Alfred Hopp zwinnym ruchem położył na tacy pieniądze.
— Kim jesteś, czarna masko?
— Jestem Raffles.
Hopp cofnął się przerażony.
Jednym susem Raffles znalazł się przy stole i zgarnął pieniądze. Zgasił światło i zniknął za portierą.
Natychmiast kilka osób pod wodzą Alfreda Hoppa rzuciło się za nim w pogoń.
Podczas, gdy szukano go na wszystkie strony, Raffles spokojnie zszedł ze schodów, włożył palto i wyszedł z klubu.
Ponieważ chciał zrobić mały spacerek pieszy, odesłał auto do domu.
— Zapewniam was, że to był hrabia Selfar — przekonywał Alfred Hopp swych przyjaciół. — Poznałem na palcu jego wspaniały indyjski pierścień.
Napróżno szukano w klubie hrabiego Selfara. Służba oświadczyła, że hrabia udał się do domu.
— Hrabia Selfar jest Rafflesem — powtarzano nieustannie.
Alfred Hopp zawiadomił Scotland Yard, że Raffles był w klubie i podał jego adres.

Fałszywe aresztowanie

Telefon Hoppa odebrał jeden z agentów i natychmiast zawiadomił Baxtera. Baxter rozkazał, aby oddział policji pod dowództwem Marholma otoczył dom Rafflesa i zaaresztował go. Tym razem postanowił nie brać osobiście udziału w tej ekspedycji. Wszystkie dotychczasowe posunięcia policji, w których brał osobiście udział, nie osiągnęły żadnego rezultatu.
Marholm opracował nader chytry plan.
— Tajemniczy Nieznajomy jest wcieleniem diabła. — rzekł do siebie. — Napróżno będziemy otaczali jego dom. Szczwany lis znajdzie zawsze sposób, aby nam umknąć. Mimo to znajdę sposób, aby go nakryć. Mój starszy kolega Sherlock Holmes zatrząsłby się z zazdrości, widząc we mnie talent, który zaćmi jego gwiazdę.
Wybrał dwunastu silnych policjantów i kazał im włożyć cywilne ubranie. Mieli otoczyć dom hrabiego Selfara.
— Gdy zagwiżdżę, wejdziecie szybko do środka. Natomiast na odgłos strzału będziecie oczekiwali dalszej dyspozycji.
Około godziny pierwszej w nocy stanęli przed domem hrabiego. Panowała w nim cisza. Marholm zadzwonił.
Drzwi wejściowe otwarły się i na progu ukazał się lokaj hrabiego Selfara.
— Czy pan jest lokajem hrabiego?
— Tak jest.
Służący, który przeczuwał, że panu jego grozi jakieś niebezpieczeństwo, spojrzał nań osłupiały. Marholm nie dopuścił go do słowa.
— Słuchajcie mój człowieku — rzekł — hrabia Selfar musi wrócić lada chwila. Ukryję się w jego sypialni, ponieważ chcę go sam zaaresztować osobiście. Reszta niech ciebie już nie obchodzi. Przyjmiesz hrabiego tak jak zazwyczaj i nie piśniesz ani słowa, o tym, że ja jestem ukryty w tym domu. Zrozumiano?
— Zrozumiałem, ale....
— Nie ma żadnych ale — zagrzmiał Marholm. — W wypadku najmniejszej próby z twej strony ostrzeżenia twego pana, każę cię zaaresztować bez litości. —
— Jeśli tak, postąpię, jak mi pan rozkazał — odparł.
Marholm rozejrzał się po mieszkaniu.
— Co za piękne meble! Prawdziwe książęce mieszkanie. — rzekł z podziwem. — Gdzieżby tu jednak znaleźć najlepsze do ukrycia miejsce? Sądzę, że skryję się pod łóżkiem. Zaczekam, aż się położy. Żałuję jedynie, że nie zobaczę jego miny, gdy uczuje moją rękę na swym ramieniu i gdy mu powiem: Raffles, aresztuję pana!
Podczas, gdy inspektor właził pod łóżko, lokaj przesunął lustro w ten sposób, że widać było w nim wyraźnie podeszwy policjanta...
Żeby diabła zjadł, nie domyśli się, że tu jestem — zawołał Marholm.
— Wspaniale — odparł lokaj.
— Czy przestaniesz wreszcie mówić? — zagrzmiał Marholm wściekły. — Wy wszyscy gotowiście upatrywać w tego rodzaju ludziach bohaterów. Zobaczycie teraz, jak pod Rafflesem zadrżą na mój widok łydki.
W tej chwili dał się słyszeć dźwięk dzwonka.
Jean wyszedł spiesznie.
Był to hrabia Selfar.
Jean skłonił się głęboko. Z niezmiernym zdziwieniem spostrzegł, że panu jego towarzyszył nie znany młodzieniec.
Młodzieńcem tym był nikt inny, jak doktór Marchner.
W chwili, gdy hrabia Selfar zbliżał się do swego mieszkania, z ciemności nocy wyłoniła się przed nim postać młodego lekarza.
— Jedno słowo hrabio... Czy jest pan Rafflesem?
Hrabia Selfar zamyślił się i rzekł:
— Jeśli zależy panu na tym, aby wiedzieć, powiem panu całą prawdę: Jestem Raffles.
— Jeśli tak, niech pan ucieka czemprędzej — rzekł doktór zaniepokojony. — Pozostałem jeszcze w klubie, gdy pan wyszedł. Poznano pana. Policja jest na pańskim tropie. Dom pański jest otoczony.
Raffles spokojnie zapalił papierosa.
— Ach! — rzekł. — Widzę liczne cienie. Jestem dumny, że cieszę się takimi względami policji. Zaiste uważam to sobie za wielki honor.
Doktór Marchner schwycił go za połę płaszcza.
— Na miłość Boga, ani kroku dalej. Zatrzymają pana natychmiast.
— Spójrz na tę rękę, doktorze — odparł Raff-