Strona:PL Lord Lister -01- Postrach Londynu.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
19

samo niebo zdjęło z jej serca ciężar stufuntowy. Za nimi rozbrzmiewały przekleństwa i krzyki zdenerwowanego komisarza Baxtera, napróżno szukającego nieuchwytnego złoczyńcy. Starannie opukiwał ściany w nadziei odnalezienia sekretnego przejścia. Kazał sobie nawet dać drabinę i wdrapał się aż na dach.
Tymczasem miss Walton bez przeszkód dobrnęła do Victoria Station. Na dworcu zawołała tragarza i pod pretekstem, że musi coś wyjąć ze swej walizy, kazała ją zanieść do pustej salki. Gdy tylko została sama, otworzyła pokrywę walizy i lord Lister zdrów i wesół wyskoczył na podłogę. Przeciągnął się z rozkoszą, gdyż pobyt w walizce nie należał do najwygodniejszych. Ucałował z wdzięcznością obie ręce dziewczyny:
— Jest pani dzielną kobietą — miss Heleno — rzekł. — Zyskała sobie pani u mnie dozgonną przyjaźń. Mam nadzieję, że powrócę tu niedługo. Proszę mi pozwolić skomunikować się z panią i zasięgnąć wiadomości o zdrowiu jej matki.
Z pośpiechem opuścił salę.
Przed pociągiem idącym do Queenborough spotkał na skwerze Charlesa Branda.
— Najwyższy czas! — krzyknął sekretarz w jego stronę. — Pociąg odchodzi za pięć minut.
— Doskonale, Charly — odparł lord Lister. — Muszę jeszcze jedno słowo przesłać telegraficznie.
Gdy wrócił z kiosku poczty — rzekł do swego przyjaciela:
— Rozmyśliłem się, — zostaję w Londynie. Mam zamiar wynająć na czas pewien mały domek z ogródkiem w okolicy West Endu.
Rozmawiając wesoło obydwaj mężczyźni zginęli w tłumie...
Wtym samym czasie komisarz Baxter przy pomocy specjalnie sprowadzonych robotników zrywał podłogę w gabinecie lorda Listera. Wywiadowca Marholm w dalszym ciągu badał skrupulatnie mury całego mieszkania.
Nagle spostrzegł, że drzwi rozsuwane pomiędzy gabinetem a sypialnią zamykając, się odkrywają w ścianie łazienki otwór, przez który można z łatwocią wejść do wnętrza dużego stojącego zegara w gabinecie. Komisarz Baxter zaniepokił się nagle podejrzanym szumem dochodzącym ze strony zegara. Nastawił uszu. Na twarzy jego pojawił się wyraz błogiego zadowolenia.
— Mysz wpadła do pułapki — szepnął i skinął na agentów.
— Mamy go — szepnął. — Odkryliśmy jego kryjówkę. Jest tam w zegarze!
Starając się czynić najmniej hałasu, agenci ustawili się dokoła. W tej samej chwili detektyw Marholm nie przczuwając nic złego otworzył od wewnątrz drzwi zegara i wszedł do gabinetu. Natychmiast dwanaście pięści chwyciło go za ramiona i ręce.
— Czyście poszaleli? — krzyknął, otrząsając się jak dzik napadnięty przez psy gończe.
— Trzymać go, trzymać go! — krzyczał Baxter.
W swym zaślepieniu przypuszczał, że zamiast Marholma schwytał Tajemniczego Nieznajomego. Policjanci natomiast poznali swą pomyłkę i puścili kolegę. Marholm rozcierał zbolałe miejsca. Na ramionach i barkach wystąpiły liczne sińce — ślady żelaznych uścisków wywiadowców. Mimo bólu Mar holm nie mógł wstrzymać się od śmiechu na widok zawiedzionej miny komisarza Baxtera.
Baxter nie zdążył jeszcze ochłonąć ze swego oszołomienia, gdy do pokoju wszedł lokaj niosąc telegram. Telegram ten zawierał następującą treść:

Komisarz Baxter w miejscu.
Winszuję sukcesu!

John D. Raffles.

Podczas gdy trzech policjantów podbiegło do swego szefa, niosąc mu pierwszą pomoc w ataku apoplektycznym — detektyw Marholm wybiegł do sąsiedniego pokoju aby w samotności wyśmiać się tak, jak nie śmiał się dotąd nigdy w życiu.


Koniec.