Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Ricardo.

Że anioł — każdy to powie;
Lecz jedna bróździ tu bieda,
Co wszelką szalę przeważy.

Książę.

Ciekawym.

Ricardo.

Mąż jéj na straży!
Nikomu zbliżyć się nie da.

Febo.

Wciąż siedzi jak brytan w budzie.

Książę.

O!... dziwnie wstrętnéj natury
Takiego gatunku ludzie!...

Febo.

Jeżeli z małżonków który
Mieć podejrzanych klejnotów,
Swéj towarzyszce nie broni;
To chyba dla szczodréj dłoni
Współczucie posiadać gotów.
Gdy żonę anioł zabierze,
On pół majątku bezkarnie,
Jak część swych trudów, zagarnie.

Książę.

Obłudne łotry, szalbierze,
Krew chyba z dyabłem ich wiąże!

Ricardo.

Tu mógłby uderzyć książę,
Lecz powieść moję wpzód spotka.

Książę.

Cóż tedy?

Ricardo.

Stara bigotka
Śród winnych gron i darniny
Dwie córki łaje... dziewczyny!...
Perełki... śliczniuchne kotki.