Strona:PL London Biała cisza.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaczepiły o łyżwy Maysona, ten nie mógł utrzymać równowagi i padł w śnieg; jeden z psów, zaplątawszy się w zaprzęgu, upadł także, sanie runęły w dół, pociągając za sobą cały zaprzęg.
Bęc!.. Bat boleśnie ciął psy, zwłaszcza tego, który upadł.
— Mayson, nie trzeba, — zabłagał Malmut Kead, — biedactwo ledwie dyszy. Poczekaj, zaprzęgnę swoje psy.
Mayson umyślnie zatrzymał bat, dopóki mówił Kead, ale przy ostatnim jego wyrazie cienka, długa żmijka powtórnie uniosła się w powietrze, potem z błyskawiczną szybkością okręciła się naokoło tułowia nieszczęsnego winowajcy. Carmen — była to ona — przypadła do śniegu, żałośnie zawyła i padła na bok.
Jakaż tragiczna chwila, jakież nieskończenie smutny widok: ginie pies, a dwaj towarzysze spoglądają na siebie z wściekłością — i to na najdalszej północy! Rut trwożliwie przenosiła wzrok z jednego na drugiego; Malmut Kead już się opanował, chociaż w oczach jego pozostał milczący wyrzut; pochylił się nad psem i poprzecinał postronki. Nikt nie wymówił ani słowa. W milczeniu zaprzęgnięto psy Malmuta Keada i wreszcie wydostano się na brzeg; wkrótce potem cała karawana ruszyła w dalszą drogę, umierająca Carmen zaś powlokła się również za saniami. Dopóki pies jest jeszcze w stanie chodzić, nie dobija się go, dając mu możność dowleczenia się do noclegu — może uda się zabić jelenia, wtedy można będzie na-