Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Martin Eden, bratku, jutro rano pójdziesz do czytelni i poczytasz sobie o dobrych obyczajach.
Zgasił gaz, sprężany łóżka jęknęły pod ciężarem ciała.
— I nie trza już więcej kląć, Martin, mój stary, doprawdy nie trza kląć — powiedział głośno.
Potem zasnął głęboko, a sny jego walczyć mogły o lepsze ze snami palaczy opjum.