Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od snów! Zapamiętywał się coraz głębiej i pochłaniał dziewczynę głodnemi oczyma. Taką warto zdobywać, o nią walczyć. I żyć dla niej. I umrzeć. Książki mówiły prawdę: są na świecie niezwykłe kobiety! Oto jedna z nich! Uskrzydlała jego wyobraźnię, przed którą rozpostarły się natychmiast olbrzymie przestrzenie świetliste, wypełnione prze- dziwnemi scenami miłości i bohaterskich zgonów, ku czci kobiety, jasnej kobiety, blado-złotego kwiatu. A poprzez barwną, tętniącą wizję wyobraźni, poprzez słodką mgłę marzenia — uparte oczy wpatrywały się w żywą kobietę, tu przed nim siedzącą i gawędzącą o literaturze i sztuce. Słuchał uważnie, ale nie spuszczał z niej oczu, nieświadom żaru swego spojrzenia, ani tego, że wszystko co było w nim bujną, młodą, nieokiełznaną męskością, odbiło się wyraźnie na twarzy. I w Ruth, nic nie wiedzącej o świecie mężczyzny, kobiecość nieświadomie a czujnie schwytała to palące spojrzenie. Nigdy jeszcze żaden mężczyzna nie patrzył na nią w ten sposób. Zmieszała się. Wątek myśli prysnął nagle, zająknęła się i urwała w połowie zdania. Spojrzenie mężczyzny przejęło ją trwogą, a równocześnie sprawiło jakąś niepojętą przyjemność. Rozum ostrzegał przed niebezpieczeństwem, a zarazem podsuwał pokusę, dziwną, subtelną, tajemniczą. Głos instynktu, przeszywający całą istotę niby ostrym, przenikliwym dźwiękiem, wzywał do odrzucenia przesądów kasty i poddania się czarowi tego przybysza z obcego świata: szorstkiego młodzieńca o posiekanych rę-