tualnemu życiu, tym razem zaś wzniósł się wyżej
niż kiedykolwiek. Wszelkie rzeczy stworzone od
słaniały mu zwolna swe tajemnice. Upajał się poznaniem. Nocami przez sen współżył z bogami
w przepotężnych zjawach. W dzień krążył jak zaczarowany, z pustemi oczyma, zatraconemi w nowoodkrytym cudzie wszechświata. Między ludźmi,
przy stole, głuchy był na rozmowy o sprawach nieważnych, przyziemnych, nieustannie prąc wytężonym umysłem naprzód, w poszukiwaniu przyczyn
i skutków każdej rzeczy. W talerzu majaczyło mu
się odbicie słońca i odbudowywał wstecz dzieje jego
energji, poprzez wszystkie przemiany, aż do źródła
o setki miljonów mil odległego, albo szkicował drogę jego w przyszłość, aż do sprężystych mięśni własnego ramienia, które pozwalają krajać żywność,
aż do komórek własnego mózgu, które wydają mięśniom rozkazy ruchu. Wtedy widzenie wewnętrzne
ukazywało mu to samo słońce w głębi czaszki. Żył
jak porażony nadmiernym blaskiem, nie słysząc
przyśpiewek Jima, nie spostrzegając trwogi na twarzy siostry, ani niedwuznacznego gestu, którym pan
Higginbotham rysował kółka na własnem czole dla
oznaczenia, że coś się popsuło w główce kochanego
szwagierka.
Najsilniejsze wrażenie wywarła na Martinie jedność wszystkich nauk — jedność wiedzy. Dotychczas zaciekawiało go wiele rzeczy i wszystko, cokolwiek zdobywał, umieszczał w oddzielnych skrytkach pamięci. Tak naprzykład, dział wiadomości
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/170
Wygląd
Ta strona została przepisana.