Strona:PL Linde - Słownik języka polskiego 1855 vol 6.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
76

rektor archiwów, profesor Hennig udziela łaskawie wiadomości o najdawniejszych zabytkach Słowiańskich tam się znajdujących. Za przykładem tak poważnych mężów spodziewaćby się należało, że i więcéj jeszcze odezwie się miłośników słowiańszczyzny, której ważność dla ogółu nauk świat uczony coraz więcéj uznaje.
Lecz jako po dokładnym dopiero zbiorze pomyślnie udać się może rozbiór języka, tak ten wpływa na odwrot do udoskonalenia pierwszego. Z powodu bogatéj biblioteki polskiéj hr. Ossolińskiego w Wiedniu, miałem ja dawniéj zamysł wydania, po skończonym Słowniku języka, dykcyonarza pisarzów naszych; lecz gdy myśl ta tym czasem już przez zacnego mego kolegę profesora liceum Bentkowskiego dokładnie uskutecznioną została, postanowiłem odtąd poświęcać chwile od zatrudnień urzędowych wolne, doskonaleniu zbioru i robieniu rozbioru języka. Ośmielony zaufaniem, którem mnie, nawet gdym jeszcze nie był znany, publiczność narodowa łaskawie zaszczyciła, polegając na opiece mężów, którzy dotąd tak wspaniale zachęcać i wspierać mnie raczyli, ufny w pomoc gorliwych o język ziomków i pobratymców, zapuszczę się w niezmierzoną przestrzeń Słowiańszczyzny, by szukać wzajemnych stosunków tylu gałęzi jednego szczepu, by użyć bogactw jednéj do zasilenia ubóstwa drugiéj, by zrobić ogólny rys słowiańszczyzny z wykreśleniem pojedyńczych szczególności, by tym sposobem ułatwić wzajemne zbliżenie się tyle przytrudnione przez odrębne nad jednym dyalektem bez względu na ogół nowatorskie wysilenia, by ogólne w słowiańszczyznie poczynione postrzeżenia stosując do innych osobliwie dawnych języków, wyłożyć naturę mowy ludzkiéj i przygotować dziejopisowi nowe źródło tam, gdzie mu na innych schodzi[1]. O postępie téj zamierzonej pracy, równie jak o pomocach jakich od ziomków i pobratymców w téj mierze doznawać będę, nie omieszkam od czasu do czasu uwiadomiać publiczność.
Teraz żegnam już dzieło, które przez dwadzieścia przeszło lat codzienném prawie było zatrudnieniem mojem, które mnie tyle czasu, tyle starań, tyle trosk i mozołów kosztowało. Nie żal mi tych ofiar, nie tak dlatego że mi tyle zjednały zaszczytów, jako raczéj że tuszyć sobie mogę, iż Słownik mój będzie pierwszą przyczyną i zasadą doskonalszego zbioru i rozbioru języka naszego i pobratymczych, a może i nie bez wpływu na ogólną naukę zgłębiania mowy ludzkiéj.
————————————

  1. «Capiuntur signa haud levia, sed observatu digna (quod fortasse quispiam non putarit) de ingeniis populorum et nationum ex linguis ipsorum.» Bacon de Augment. Scient. 6, 1.


W Warszawie w miesiącu lipcu 1814 roku.

LINDE.