Przejdź do zawartości

Strona:PL Lindau - Państwo Bewerowie.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Płowy blondyn, którego uwagi nie mogło ujść, że się nim zajmowano, był, o ile się zdawało, przyzwyczajony do tego wyróżnienia. Nie obchodziło go to wcale; wyjął z bocznej kieszeni lekkiego surduta letniego czarne prawie cygaro największego formatu, zapalił je z zadowoleniem i jednym haustem wypił do ostatniej kropli szklankę wody selcerskiej z koniakiem. Poczem otarł usta, podkręcił końce wąsów w górę i wziął do ręki pierwszą gazetę, jaka przed nim leżała. Byłoto przypadkiem pismo anonsowe, które nie zawierało nic więcej oprócz zawiadomień o rozrywkach i innych ogłoszeń. Ale to wystarczało mu widocznie. Odczytał sumiennie obie pierwsze strony, położył na stole cygaro, którego dotąd na chwilę z ust nie wyjął, spojrzał na zegarek, założył prawą nogę na lewe kolano, zastukał w szklankę i zamówił sobie jeszcze jedną butelkę wody selcerskiej z koniakiem. Następnie znów wziął gazetę do ręki i zaczął się obznajmiać z treścią trzeciej stronicy.
Zatopiony był przez kilka minut w tem zajęciu, gdy wszedł do pokoju mężczyzna, po którym zdaleka można było poznać aktora; ciągła wprawa i przesada w mimice poorała twarz wygoloną głębokiemi zmarszczkami, zwłaszcza dokoła oczu i kątów ust. Profil miał ostro zarysowany, oko niezwykle żywe, piękne czoło okolone bujnemi, przyprószonemi siwizną włosami. Byłto Leon Schneider, który od pewnego czasu przechodził stopniowo z ról salonowych hulaków do ról komicznych ojców. Czuł się tu jak u siebie, powitał towarzystwo przy okrągłym stole