Strona:PL Lewandowski - Henryk Siemiradzki.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fundowali wiele ołtarzów, stawiali kościoły i pomniki, zostawiając nam piękne architektoniczne i rzeźbiarskie zabytki. Stąd to pochodzi, że mamy tak wiele skarbów prawdziwie artystycznych w naszym kraju. Nie zebrały ich jednak: ani potrzeba estetyczna, ani duma narodowa, ani narodowe zamiłowanie. Dla sztuki bowiem nie było u nas nigdy, a nawet niema prawie i teraz — tła. Naszem tłem był koń, szabla i harce tatarskie; naszem tłem były orgie gościnności, które zamieniły się później w orgie obżarstwa; naszem »tłem« była wspaniała, ogromna, po części wschodnia dekoracya strojów zewnętrznych, wreszcie do ostatnich granic posunięty szacunek dla wszystkiego, co obce i co u nas chciało pracować, albo, mówiąc wyraźniej — zarobić.
I to wszystko razem powodowało napływ obcych artystów, którzy u nas »zarabiali«  i albo, zarobiwszy, wracali do swego pełnego kultury i artystycznej tradycyi kraju, albo rozpływali się w naszem rodzinnem społeczeństwie bez względu na wyniesione ze swego kraju przyzwyczajenie, aby syn był tem, czem ojciec. Zapominali o tej tradycyi po prostu dlatego, że nie znajdowali u nas do dalszego prowadzenia swego spadku… odpowiedniego tła.
Tło narodu i społeczeństwa jest kanwą, na której pewne wady i zalety się rozwijają. Wszędzie jednak są wyjątki. I u nas, pomimo braku tego artystycznego tła narodowego, pomimo braku tradycyi i kultury artystycznej, wyrosła sztuka. Przedewszystkiem zaś sztuka malarska. Zabytki architektoniczne, jakie pozostały nam z dawna, nie wpłynęły u nas na wybitny rozwój budownictwa, zabytki rzeźbiarskie nie stworzyły rzeźbiarstwa. Przeciwnie, mamy nawet dowody, że snycerze nasi, albo tylko u nas pracujący, po jakimś czasie wracali do miast i krajów, skąd przyszli: dość wspomnieć takiego Wita Stwosza, z którym tak zrośliśmy się, że nawet za cenę kilku bohaterów nie pozwolimy go sobie odebrać. Syn jego, powróciwszy do Krakowa, już ojcu nie dorównał, chociaż jako polski snycerz w nim umarł.
Malarstwo wyrosło u nas nie na tle artyzmu i potrzeby jego, lecz na tle wschodnich różnobarwnych tkanin i dywanów, któremi przepełnione były nasze dwory po każdej potrzebie tatarskiej lub tureckiej. A i to malarstwo czyż dawno istnieje? Mówić możemy tylko o malarstwie ostatnich lat pięćdziesięciu, w których my, Polacy, malujemy i swoich polskich artystów wymienić potrafimy.
Wobec więc braku wszelkiego tła artystycznego w narodzie, jak można żądać sztuki narodowej? wobec braku potrzeby takiej sztuki, jakże się ona mogła wytworzyć?… Prawda, byli u nas ludzie, co potrzebowali dla siebie sztuki i zakładali nawet galerye, po większej części jednak dla swego prywatnego i osobistego zadowolenia. Czy ci ludzie żądali swojskich, krajowych, narodowych obrazów? Albo czy szersza publiczność korzystała z tego? albo czy i dzisiaj korzysta w takich rozmiarach, w jakich powinna? Nie! Broń Boże! korzystają tylko jednostki, które bez względu na to, że nie mają dla kogo, piszą o sztuce i pouczają same siebie.