Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biednej Carlotty, śpiewaczki: śpiewa, śpiewa, ale to taki jakiś rechot, moja Krystyno — słynny rechot żabi!... Teraz przeniósł się już do loży nr. 5 i mówi, mówi coś do wystraszonych dyrektorów. Słuchaj dalej, Krystyno, słuchaj: już jest w pokoju tortur i oto co mówi: „nieszczęście i zagłada tym, którzy mają szczęście posiadać zdrową twarz i własny nos, bo ci muszą się zapoznać z tym oto pokoikiem.“
„Eryku! Eryku! błagam cię, uspokój się!...“ męczysz mnie tym okropnym głosem, — błagała Krystyna. Zlituj się. Niedobrze mi, nie czujesz, jak tu okropnie gorąco?“
„Oh! tak, — potwierdził Eryk, — gorąco tu staje się nieznośnie.
Ciche, żałosne jęki wypełniły pokój, a potem rozległ się konwulsyjny szloch Krystyny:
„Eryku! boję się! gorąco mnie dusi!... Ta ściana pali jak ogień!...“
„Tak, kochanie, to od tego lasu, co znajduje się obok.“
„Co ty mówisz!...“
„Tak, tak, to od lasu, Krystyno. Czyż nie widziałaś, że to upalna puszcza krainy Congo, że to piekący żar południowego słońca Afryki?...
Szatański śmiech potwora zagłuszał żałosny płacz Krystyny. Wicehrabia de Chagny z pianą na ustach, wykrzywionych nerwowym skurczem, walił co sił pięściami w rozpaloną ścianę.
I nagle usłyszałem odgłosy krótkiej walki,