Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczęściem jest posiadać twarz i nos zdrowy! nigdyby nie zabłąkali się do „pokoju tortur!...“
Po chwili usłyszeliśmy tuż nad naszemi głowami wymówione słowa.
„Mój przyjacielu, ależ tam niema nikogo.“
„Nikogo? no to tem lepiej. Skoro tak to zejdź Krystyno z drabiny i oprzytomnij, proszę cię, bo pocóż mdleć skoro tam nikogo niema. Ale jak ci się podoba ogólny widok tamtego pokoju? Ładny, co? Ciekawy dom, gdzie można oglądać podobne widoki...“
„Masz słuszność Eryku... Ale wspominałeś o torturach, nie widzę ich tam wcale. A tak mnie tem przestraszyłeś. To, co tam widziałam, było bardzo piękne. Eryku, ty jesteś wielkim artystą!“
„Tak, artystą, w swoim zawodzie“.
„Powiedz Eryku, dlaczego nazwałeś pokój ten „pokojem tortur“...
„Zaraz zrozumiesz. Co tam widziałaś najsamprzód?“
„Las... drzewa...“
„Co jeszcze?“
„Ptaki...“
„Widziałaś ptaki?...“
„Nie, nie widziałam...“
„A więc co widziałaś? Co? gałęzie? Co tam jest na jednej gałęzi? — wołał gorączkowo Eryk. — Wiesz co? Pętlica, stryczek!... Ha! ha! ha! Dlatego to nazywam ten pokój „pokojem tortur“. Ot tak, dla żartu, rozumiesz?... Ja lubię wyrażać się i czynić