Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cho. — Mój „Don Juan“ nie powstał pod działaniem wina i banalnych wzruszeń niskich miłostek. Powstał on z ognia, krwi i bólu! Zagram ci lepiej Mozarta, ale nie tu...“
Powróciliśmy do poprzedniego pokoju. Eryk usiadł przy pianinie.
„Widzisz Krystyno, — rzekł z powagą. — Jest muzyka tak straszna i potężna, co niszczy i pochłania tych, którzy się do niej zbliżają. Ty jeszcze do niej nie doszłaś... Śpiewajmy lepiej opery...
Słowa te ostatnie rzucił mi jak obelgę. Lecz nie miałam czasu zastanawiać się bardzo nad niemi, bo rozpoczęliśmy natychmiast duet z „Otella“, śpiewałam Desdemonę z uczuciem rozpaczy, nie odczutej dotąd. On zaś akcentował z taką silą każdą nutę, że melodje te i słowa pieśni dość banalne, nabierały szatańskiej jakiejś potęgi i grozy. Był to prawdziwy Otello, a czarna jego maska, z pod której fosforycznym blaskiem błyszczały czarne oczy, harmonizowała z tą rolą doskonale. Była chwila, w której myślałam, że rzuci się na mnie, uderzy i nie uczyniłam żadnego ruchu, aby tego uniknąć. Przeciwnie, przybliżyłam się do niego, pociągnięta niewytłumaczoną magnetyczną siłą, bo przed śmiercią zapragnęłam ujrzeć raz chociaż i unieść ze sobą obraz tej tajemniczej twarzy rozpromienionej boskim ogniem sztuki i miłości.
Chciałam poznać twarz „Głosu“ i nagłym, nieobliczalnym ruchem skoczyłam, zdzierając maskę. Oh! zgrozo! zgrozo!...