Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Nie grozi ci nic złego. — dodał, — póki nie dotkniesz mej maski“
Ujął mnie łagodnie za ręce i pomimo mojego oporu ukląkł u moich kolan.
Pokora, którą nacechowane były jego ruchy, dodała mi odwagi. Cała ta tajemnicza historja, jakkolwiek przedstawiała się w niezwykłych i niepokojących okolicznościach, okazać się mogła wkońcu bardzo banalną i codzienną. Zapewne miałam do czynienia ze zdegenerowanym jakimś oryginałem, który ukryć się zdołał zręcznie w podziemiach opery przed światem, którego zmuszony był unikać dla własnego bezpieczeństwa.
A więc „Głos“, ów tajemniczy, porywający mnie głos z Opery, był mężczyzną, klęczącym teraz przede mną. Nie myślałam ani przez chwilę o niebezpieczeństwie, na które narażona byłam ze strony tego tyranicznego nieznajomego, którego zamysłów znać nie mogłam, lecz świadomość, że „Głos“ jest mężczyzną, człowiekiem, wprowadzała mnie w rozpacz.
„Tak jest Krystyno, — odezwał się ten człowiek, który zapewne odgadł stan mojego umysłu. — Nie jestem ani aniołem, ani upiorem, Nazywam się Eryk.“
W tem miejscu opowiadanie Krystyny znowu zostało przerwane. Wydało się bowiem obojgu, iż za nimi jakby echo powtórzyło: Eryk!.. Skąd echo? Obejrzeli się i wtedy dopiero zauważyli, że noc już zapadła.