Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wne, bezmyślne odrętwienie, jakgdyby po zażyciu narkotyku. Wiedziałam tylko, że prowadzono mnie przez podziemne galerje i korytarze Opery, o których niejednokrotnie słyszałam. Raz nawet z koleżankami zaawanturowałyśmy się tam dość daleko, ale zatrzymałyśmy się w trzeciem podziemiu, nie śmiejąc iść dalej. Wiedziałam, że w głębokości pięciu pięter znajdują się pod gmachem Opery rozległe sale, korytarze, mogące pomieścić wielu mieszkańców. Nie wiem jak długo błądziliśmy po podziemiach. Zdawało mi się, że krętymi korytarzami schodzimy ciągle wdół. A może to w głowie mojej się tak kręciło? Ależ nie! Byłam bezwładna, ale przytomna! Cezar na chwilę przystanął, zastrzygł uszami i nozdrzami silnie wchłonął powietrze. Poczułam przypływ świeżego, wilgotnego powietrza! Cezar przyspieszył kroku, nareszcie stanął. Obejrzałam się. Znajdowaliśmy się nad brzegiem małego, ciemnego jeziora, otaczało nas sino-niebieskawe powietrze, i w tem dziwnem oświetleniu dojrzałam kołyszącą się po drugiej stronie wody małą łódkę, przytrzymaną żelaznym łańcuchem.
Wiedziałam, że wszystko to naprawdę istnieć może, i że jeziorko z łódką nie było mimo wszystko nadnaturalnym objawem w podziemiach Paryża, ale, pomyśl Raulu, w jakich niezwykłych okolicznościach ten widok mi się przedstawił.
Ale odrętwienie, które mnie dotąd obezwładniało, ustąpiło teraz przerażeniu. Mój tajemniczy