Strona:PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nych poduszkach gondoli — prawdziwy niemiecki niedźwiedź.
— Daruje pani — wycedził zmieszany — czem zawiniłem?
— Obowiązkiem pańskim było wnieść mnie na rękach do gondoli.
— Nie mogłem przecież odważyć się na to.
— No, no, zaczekaj pan — zawołała — jesteś pan w mojej mocy. Zacznę pana tresować...
Döhler milczał. Ten typ kobiety imponował mu niemało. Wiedział o tem, że jest w jej ręku zabawką, a mimo to nie mógł zebrać sił, aby się oprzeć, ba nawet znajdował pewne upodobanie w tego rodzaju pozycyi, to jest w pozycyi niejako niewolnika zagadkowego sfinksa.
Wkrótce dobili do brzegu wysepki, na której z pośród drzew wyzierał marmurowy pałacyk, podobny do świątyni pogańskiej, wyglądający w świetle księżyca jakby był zbudowany z mgieł i oparów, a jakoby miał służyć za więzienie jakichś błędnych rycerzy i średniowiecznych trubadurów.
Tymczasem »niedźwiedź« okazał pierwsze symptomy rozpoczynającej się tresury, chwycił bowiem wpół uroczą księżniczkę i wyniósł ją z gondoli, a następnie sam podał jej ramię.
— Przekonuję się, że jesteś pan bardzo pojętny — zauważyła z uśmiechem, podczas gdy przechodzili przez ogród, dążąc nad brzeg malutkiego jeziora wewnątrz wysepki.
Tu przedstawił się oczom muzyka zachwycający, nigdy niewidziany obraz, pełen niewysłowionej poezyi. W pośrodku, z srebrzystej tafli jeziorka, z pomiędzy drzew egzotycznych wznosił się nieduży budynek w formie pogańskiej świątyni, zbudowany z białego marmuru. Było to jakieś uroczysko poezyi z mitologii greckiej, zaklęte w rzeczywistość.
Na skinienie księżniczki wsiadł z nią Döhler do małego czółenka i za chwilę znaleźli się w czarownem ustroniu, wchodząc po kilku stopniach, ocienionych drzewami pomarańczowemi i cyprysami, na górę, gdzie wejścia strzegł posąg Apollina w otoczeniu Muz. Wnętrze czarownej tej świątyni składało się z jednej tylko ubi-