Strona:PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wabił go coraz dalej i dalej w głąb falistej okolicy i palmowych gajów. Ani się spostrzegł wędrowiec, że stracił drogę wśród ciernistych krzaków. Ni naprzód, ani w tył... Szamotał się biedak, jak ptaszyna w sidłach, zmęczył się, spocił — bezskutecznie. Wydrapawszy się na cypl skalny, usiadł tam, by odpocząć. Zdala dolatywał go szum katarakty rzecznej i nie bardzo przyjemne wycie hyjen.
Po krótkim odpoczynku przedsięwziął dalsze poszukiwania drogi wśród wysokich, nieprzebytych zarośli i ledwie uszedł parę kroków, spotkał się z dwojgiem przenikliwych oczu jakiejś dzikiej bestyi.
— No, teraz ze mną już koniec z pewnością — szepnął Bing, przygotowując się na śmierć. Na szczęście zwierzę nie miało wcale zamiaru rzucać się na niego, przeciwnie, było nawet rade, że samo nie doznało zaczepki. Wkrótce też przekonał się Bing, że był to zwykły pies myśliwski, należący do łowczyni, która zbliżała się ku niemu, siedząc na grzbiecie ogromnego oswojonego lwa. Była to królewna murzyńska, bardzo rzadkiej... piękności. Miała ona na sobie pstry udrapowany fartuch, a na ramionach skórę pantery, kołczan ze strzałami i łuk. Zasłoniwszy się przed nieznajomym białym wielką tarczą, obitą skórą słoniową, poczęła mu się ciekawie przypatrywać, poczem wywiązała się między nimi »rozmowa«, oczywiście na migi. Królewna starała się dać mu do zrozumienia, że uważa go za upolowaną zwierzynę. On zaś ukląkł i prosił ją o darowanie życia. To jej wystarczyło. Przyjęła od niego zapewnienie posłuszeństwa, odebrała co miał tylko przy sobie, a następnie stanęła mu nogą na grzbiet, na znak, że jest odtąd jej niewolnikiem. Po tej ceremonii zabrała go ze sobą do swego »dworu«.
Tu księżniczka, nosząca melodyjne nazwisko Drama-Oszeuti, kazała go zamknąć do pewnego rodzaju psiej budy, gdzie za przegródką znajdowały się dwa lamparty i jeden stary krokodyl. W sąsiedztwie tych miłych towarzyszy zasnął jeniec snem sprawiedliwego i obudził się dopiero rano, gdy go wezwano do roboty w królewskich plantacyach, oczywiście razem z innymi niewolnikami. Flegmatycznie zawsze usposobiony Bing zamiast ubolewać nad swą dolą, począł się przypatrywać okolicy,