Strona:PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie! Pan nie umrze, panu umrzeć nie wolno!
— A jednak, Wiero, czuję już w pobliżu śmierć... Już się czai, już...
— Majaczy pan w gorączce.
— Nie, nie majaczę. Tak było przeznaczone, tak być musi — umieram. Żem jednak młody i że tak młodo umierać muszę, to również nic wielkiego. Lecz stracić coś, co się ledwie poznało, co wydawało się tak pięknem, tak nieskończenie pięknem...
— Co pan chce przez to powiedzieć?
— Czy to nie jest smutne i bolesne umierać, nie kochając i nie będąc kochanym?
— No tak, ale pan nie umrze, pan wyzdrowieje i wówczas miłość...
— Niechże mnie pani nie łudzi.
Milczeli oboje przez chwilę, nagle on odwrócił swą piękną twarz do ściany i począł cicho płakać. Wiera uspokajała go, jak mogła, doznając przy tem nieokreślonego, dziwnego uczucia. Z bijącem sercem wybiegła i odszukała Krubina, aby go raz jeszcze przyprowadzić do umierającego.
— Niema ratunku? — zapytała go, gdy wychodził z chaty.
— Nie.
— Jak długo może jeszcze żyć?
— Najdalej do rana.
Po tych słowach Krubin oddalił się szybko w ciemność nocy, straszną i złowrogą, z powodu łuny pożarnej, odbijającej się o okoliczne pagórki. Wiera spojrzała ku gwiazdom, błyszczącym z rzadka na firmamencie, zamyśliła się chwilę i nagle, jakby coś postanowiwszy, wróciła do chaty i usiadła obok umierającego młodzieńca.
— I cóż lekarz powiedział?
Zbyła to pytanie milczeniem.
— A ja wiem. Powiedział, że muszę umrzeć.
I znowu się nie odezwała, a on mamrotał:
— Oh tak, umrzeć... niekochanym... to okropne... — a wyciągnąwszy drżącą rękę, by nią pogładzić włosy dziewczyny, dodał: — jak miękkie, jak dziwnie wonne i piękne są te włosy...