Strona:PL Leopold Blumental Sherlock Holmes w Warszawie.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozwierałem oczy coraz szerzej. Był u mnie po raz pierwszy. Zkąd wiedział, że mam szarego psa… że ma przyjść stróż… w jakim celu… kto był… i o czem mówił…?!
— Mógłbym uchodzić za cudownego człowieka — mówił Holmes, składając końce palców obu rąk według przyzwyczajenia. Ale i tym razem rozbiję tę świetną opinię o sobie, a przekonasz się, jak zawsze, że odrobina spostrzegawczości i umiejętność wyprowadzania wniosków logicznych z przesłanek, starczy do rezultatów, które wydają się czemś genialnem… nadziemskiem… ludziom, nie zadającym sobie trudu patrzeć dobrze, a myśleć.
I metodycznie, ze zwykłą skromnością, dowiódł mi jak prostą i naturalną była jego pozornie cudowna zdolność odgadywania:
„Kiedyś otworzył mi drzwi, na twoich ineksprymablach znacznie powyżej kolan dostrzegłem siwe wioski, które wskazały, że pies składał ci mordę na kolanach. Przechodząc przez gabinet, dojrzałem na kanapie w rogu znaczne wgłębienie, którego nie mogła wygnieść ludzka istota, bo nie znajdowałoby się ono w takiem oddaleniu od końca kanapy i tak bardzo w kącie przy oparciu i przytem nie byłoby pokryte temi samemi siwemi włoskami, które leżały na twych ineksprymablach. Leżał tam skulony pies — z rozmiaru wgłębienia sądząc — duży. Na biurku w gabinecie dojrzałem małą kartkę drukowaną z kilku wpisanemi słowami, a obok niej przygotowane trzy ruble. Domyśliłem się, że to kartka z cyrkułu, wzywająca o zapłacenie podatku za psa. Ponieważ wiem, że dziś ostatni termin, wykombinowałem, żeś posłał służącego po stróża, przygotowawszy pieniądze. Dlatego sam mi otworzyłeś. Służąca zaś zeszła po stróża, a przy tej okazyi wyprowadziła psa, aby prze-