Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czemś o bezwzględnie złem pochodzeniu, i Komar, tym eleuksirem żyjący, jest też zły bezwzględnie.
Tego przeświadczenia nabrawszy, chciałam się bądź co bądź ze stosunków z Komarem wycofać, ale niestety!... Nic się z życia nie da wykreślić i za niebyłe uznać: wszystko oddziaływa, a gdzie się to oddziaływanie kończy — niewiadomo, i przerwać go nie możemy, bo nie wiemy, gdzie i jak się z naszem splątało życiem!...
Pewnego razu, kiedy w towarzystwie Komara siedziałam na złem bezwzględnem, czyli na krowie, z której pochodzi bezwzględne dobro, czyli krew (niezła myśl!), zwarło się wkoło mnie pięć jakichś palów i tak zgniotło, żem prawie dusiła się. Po chwili, pale rozluźniły się tyle, żem zobaczyła jasną między nimi szparkę. Chciałam przez nią wyfrunąć, ale tam nazewnątrz czyhały dwa inne paluchy, które mię ścisnęły jeszcze mocniej, wbiły na hak i rzuciły w wodę — w dobro ogólne. Niema co mówić — pomyślałam — ładne dobro, stokroć gorsze od bezwzględnego zła, czyli krowy!
Myśl i przytomność nie opuszczały mnie w tem przykrem położeniu ani na sekundę. My, muchy, umiemy żyć z hakiem w ciele długo jeszcze, bardzo długo. Żyjemy, że tak powiem, po śmierci. Dzięki tej właściwości, widziałam, jak mię połyka jakaś próżnia duszna i ciemna, jak znowu haczyk wyciąga mię na światłość