Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tami, trzymając się w tonie jego bzychiki, ot tak, dla sportu, a jemu zdawało się, że mnie wypił i na swój ukształtował sposób.
Często wywabiał mię w błotne zarośla i tam, polatując w najmilszem dlań sąsiedztwie pasących się krów, obcowaliśmy. Na zielonym liściu olszowym, który w blasku południa nabierał dziwnej, wzruszającej przezroczystości, do późnaśmy siadywali, huśtani lekkim wiaterkiem; liść kołysał się, niekiedy zadrgał i chciał nas niby z siebie zrzucić, aleśmy siedzieli.
Życie jest piękne! — myślałam i takbym chciała była kogoś bardzo, bardzo kochać!... Komar, anemicznie żółty i cienki i cokolwiek potnawy z gorąca, w dzień, jako tenor, doznawał senności; dopiero nad wieczorem, opiwszy się krwi krowiej, nabierał ożywienia, i po raz niewiadomo już który wybzykiwał mi swoją teoryę bzychiczną.
Wszechświat — podług niej — dzieli się na ciała stałe i płyny. Pierwsze — to zło bezwzględne; w drugich znajduje się dobro, mianowicie: dobro ogólne, czyli woda, i dobro osobnicze — krew. Krew jest »eleuksirem«. Sztuka znajdowania osobowości, w krew czyli eleuksir zasobnych, nazywa się bzychiką, a umiejętność wypijania krwi czyli eleuksiru, zwie się »wampiryzmem«. Obiedwie te sztuki posiada w zupełności tylko on,