Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spieszył się. Trzymał czas jakiś, jakby w zamyśleniu, oczy w punkt jeden utkwione, w końcu tak zaczął:
— Historya, w pochodzie swoim, napotyka na przepaści, których ludzkości obejść nie sposób... trzeba je przejść, a przechodzić nie można inaczéj, jak tylko napełniając je gruzami i trupami... Nie miłe to sercom tkliwym, jak wasze naprzykład — rzekł z przycinkowym akcentem — ale, cóż robić!.. Nie my historyą, historya włada nami... Rewolucyoniści moskiewscy ulegają prawu konieczności logicznéj, która cel wytknęła i program nakreśliła i w odniesieniu do któréj są oni nie czém inném, jeno narzędziami...
— Powiadacie więc, że nie ma sposobu sprowadzić ich z téj drogi?.. — podchwycił Lech.
— Ha!.. nie ma...
— Ani nawet przeszkodzić dokonaniu zamachu na osobistość pewną pojedyńczą?..
— Na jaką?..
— Na kniazia Gabarina...
— Ha ha ha... — zaśmiał się Tameńko. Ot do czego wy pijecie!.. No no... Zamach ten nie dokona się, kiedy wy o nim wiecie... Niepotrzebnie fatygowaliście się do mnie... jam jest widzem, patrzącym z boku na to co się dzieje... nie posyłam od siebie morderców ani morderczyń...
— Wdajecie się jednak z Moskalami!.. — podchwycił Lech.
— Cóż z tego!.. Ja wdaję się z Moskalami rewolucyonistami, wy wdajecie się z Moskalami nierewolucyonistami... To rzecz gustu... Ja wolę piechotą chodzić, wy wolicie kniahini pojazdem jeździć...
Lechowi krew na te słowa do głowy uderzyła. Czuł się niejako znieważonym — znieważonym w taki sposób, w obec którego godność osobista usprawiedliwiać się nie po-