Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda?.. Niepospolity i, rzecz osobliwa, o niepospolitości własnéj ani wie... Artysta skończony i nic, tylko artysta... nie człowiek...
— Na to się z waszą książęcą mością nie zupełnie zgadzam... — zareplikował bohater nasz. Usposobienia pewne, pewne skłonności, uzdolnienia, jakiemi natura ludzi niektórych obdarza, człowieczeństwa cech z nich nie ścierają...
— Pozbawiają ich tego, co stanowi człowieka normalnego, przeznaczonego na to, ażeby był członkiem społeczeństwa takim, jacy są społeczeństwu potrzebni...
— Muzycy przecież są potrzebni...
— Wyjątkowo...
— I są oni członkami społeczeństwa...
— Podobnymi do tego rodzaju waryatów, których nie zamykają w domu obłąkanych z téj jedynie przyczyny, że są nieszkodliwi...
— Jakże pani artyzm poniża!.. — zawołał Lech.
— Bynajmniéj... — odparła. Muzyka przejmuje mnie do najgłębszych głębin jestestwa mego, artystów atoli wyłączam z ogółu człowieczego: są to istoty, wyższe może od nas, zwyczajnych śmiertelników i dla tego właśnie odrębne;... są to instrumenta przedziwne, zasługujące na poszanowanie, na uwielbienie, ale z daleka... w perspektywie... w przezroczu... tak — dodała — jak artysta, którego panu przedstawię... Jest to rodzaj obłąkańca... upatruje w muzyce zbawienie ludzkości...
— Orfeusz nowy... — wtrącił Lech.
— Tak coś... nazywa się Czesław Lacki...
— Polak...
— Nie... Czech... Upolowałam go w Pradze i zabrałam ze sobą...