Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Skierowały się obie w stronę zewnętrznych bulwarów; na placu Gwiazdy skręciły w aleję Klebera a stamtąd w stronnę Passy.
Lupin szedł w milczeniu; skontatowałem z radością, że sprawa ta obudziła jego zainteresowanie, — a z uwag — rzucanych po drodze wywnioskowałem, że wydaje mu się ona równie zagadkową i ciemną, jak i mnie.
Tymczasem Luiza d’Ernemont skręciła na lewo, w ulicę Raynouard, starą, zaciszną uliczkę, przy której mieszkał ongi Franklin i Balzac. Uliczka ta ze swemi staremi domkami i licznemi ogródkami przypomina zapadłą prowincję. Kilka wąskich, krętych uliczek wiedzie stąd w stronę płynącej opodal Sekwany.
W jedną z takich to uliczek zapuściła się właśnie Luiza d’Ernemont. Minęła najpierw duży dom, którego fasada wychodziła na ulicę Raynouard, następnie zaś szła wzdłuż grubego, omszałego muru, niezwykłej wysokości, najeżonego na szczycie czerepami szkła.
Mniejwięcej w połowie długości tego muru umieszczona była niska brama. Luiza d’Ernemont przystanęła, wydobyła klucz, który wydawał nam się niezwyczajnie duży, otworzyła bramę i razem z córeczką weszła do środka.
— W każdym razie, zauważył Lupin — nie mają widocznie niczego do ukrywania... Przez całą drogę nie obejrzała się ani razu...
Nie skończył jeszcze mówić, gdy za nami rozległy się ciężkie kroki. Ujrzeliśmy dwoje żebraków, mężczyznę i kobietę, brudnych, obdartych, okrytych łachmanami. Minęli nas, nie zwracając zupełnie na nas uwagi. Mężczyzna wyciągnął ze swej sakwy żebraczej duży klucz, — wetknął go do zamku — i brama zamknęła się za nimi.
W tej chwili niemal uszu naszych dobiegł turkot automobilu; zatrzymał się na rogu uliczki. Ukryci w zagłębieniu muru, o kilkadziesiąt kroków dalej,