Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wałów“ i skromnych stosunkowo zysków, popełniając tak poprostu z dnia na dzień dobre i złe uczynki, po części z dyletantyzmu, po części zaś już z nawyczki, znajdując w tem pewnego rodzaju przyjemność i zadowolenie.
Widząc, że milczy uparcie, próbowałem jeszcze raz go namówić:
— No, Lupin, proszę cię bardzo!
Ku memu zdumieniu odezwał się niespodzianie:
— Mój drogi, weź ołówek i kawałek papieru.
Posłuchałem go ochotnie, przekonany, że zacznie mi dyktować swe wspomnienia, które umiał tak barwnie i żywo opowiadać, a które, niestety, tyle tracą na wartości, gdy je następnie spisuję, obciążając je balastem obszernych, nudnych objaśnień i uzupełnień.
— Gotowy jesteś? — spytał.
— Tak.
— Pisz zatem: 27 — 1 — 23 — 6 — 16.
— Co? Jakto?
— Pisz, powtarzam.
Siedział na otomanie z oczyma zwróconemi ku otwartemu oknu, skręcając papierosa.
Dyktował mi dalej:
— 17 — 11.
I znów po chwili:
— 27 — 3 — 26 — 23 — 17 — 11 — 18.
Czyżby dostał bzika? Przyjrzałem mu się uważnie i zauważyłem, że spojrzenie jego, dotychczas zupełnie obojętne, zmieniło się nagle. Oczy ożywiły mu się — zdawały obserwować uważnie gdzieś w oddali, coś niesłychanie interesującego.
Dyktował mi dalej, z krótkiemi przerwami po każdej cyfrze:
— 21 — 26 — 27 — 26 — 13 — 18 — 25 — 1 — 4.
Przez okno widać było tylko szmat jasnego nieba i fasadę starego domu po przeciwległej stronie ulicy. Okiennice były tam pozamykane, jak zwykle; wszyst-