Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jącej go siły nasunęła mu przez chwilę myśl zaniechania próby podróży na Marsa; powziął natomiast plan inny, donioślejszy...
Lecz przyrzekł już sobie, że tej próby dokona — należało dotrzymać obietnicy. Ścisnął mocniej kule w rękach, a jego rozszerzone źrenice wysiłkiem najwyższym rzuciły z siebie dwa snopy promieni na spoczywający przed nim pocisk! Upłynęła chwila wytężonego oczekiwania, długa, jak wieczność.
Nagle — pocisk znikł z oczu obecnych, jakby go wiatr zdmuchnął... Rozwiał się w parę, czy roztopił w powietrzu?... Twarz bramina rozjaśnił uśmiech, który zgasł tejże chwili w strasznym okrzyku bólu i męki...
Kondensator, zbytnio przeładowany siłą energji, wybuchł z piorunowym hukiem, roztrzaskując kryształową kulę, której odłamki rozprysły się dokoła, raniąc klęczących fakirów.
Ardavena, ociekający krwią, leżał w prochu z wypalonemi oczami, trzymając w zaciśniętych kurczowo rękach straszliwe kule... Fakirzy uciekali w popłochu na wszystkie strony, wyjąc z przestrachu, biorąc ten wybuch za jakiś żywiołowy kataklizm.
Podniesiono ich później kilkuset, martwych lub straszliwie pokaleczonych. Byli oni ofiarami nauki i dumy Ardaveny.
Pomimo całej ostrożności i milczenia, obowiązującego braminów, rząd angielski dowiedział się coś nie coś o tem szczególnem wydarzeniu — lecz oficerowie przysłani na śledztwo, nie dowiedzieli się niczego bliżej. Zawyrokowali więc, że to zapewne któryś z fakirów robił jakieś nieudane doświadczenie chemiczne, które kilku z pomiędzy nich pozbawiło życia.