Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przerywało tylko niekiedy wycie hjeny lub szczekanie psa z odległych wiosek arabskich.
Na niebie czystem i pogodnem, bez żadnej chmurki, czerwony blask Marsa zdawał się żywszym i wyróżniał go z pomiędzy innych planet. Podziwiano go, długo w milczeniu. Bezwiednie, każdy z mężczyzn myślał, że Robert w tej samej chwili patrzył na Ziemię, która również dla niego była tylko drobnem światełkiem, migocącem w niezmierzonej przestrzeni..
Wtem Jerzy wyciągnął rękę ku niebu.
— Gwiazda spadająca! — zawołał. — A oto druga, trzecia... Jest to prawdziwy fajerwerk niebieski!
W istocie, teraz przelatywały całemi dziesiątkami, zostawiając ślad jasny, lecz gasnący natychmiast.
— W moim kraju — rzekł Boleński — lud wierzy, iż to są dusze zmarłych, lecące do nieba po odcierpieniu kary czyśćca.
— Prawda jest niemniej poetyczną — rzekł Jerzy. — Te gwiazdy, spadające w pewnym, stałym czasie, są odłamkami dawnych planet, zniszczonych po długich wiekach krążenia. Rzucone potężną siłą w ciemne, międzyplanetarne przestrzenie, wpadają w końcu w sferę przyciągania Ziemi. Tarcie o warstwy powietrza rozgrzewa je tak, że świecą jak gwiazdy, choć w rzeczywistości są tylko zwykłemi bolidami.
— Kto wie, czy niektórych z nich nie wyrzuciły wulkany Marsa? — rzekł Ralf zamyślony.
I rozmowa weszła znów na tor ściśle naukowy. Czemużby ludzie nie mieli się dostawać z jednej planety na drugą, jak te bezwładne odłamy? Niektóre z nich ważyły przecież do czterechset kilogramów, a jednak powierzchnia ich została nienaruszoną, nie