Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem olbrzymie zwoje, otoczone fosforycznym blaskiem. Stwierdziłem też, że działanie potężnych naczyń krwionośnych nie ustało — było tylko nieco słabszem.
Obawiałem się jakiegoś niespodzianego, a straszliwego przebudzenia się Lewiatana. Przedsięwziąłem wszelkie środki ostrożności przeciw odżyciu tej siły, której tak łatwe ujarzmienie dziwiło mnie niezmiernie.
W dniu, wyznaczonym na krwawą daninę, rozkazałem, aby ci Niewidzialni, na których przypadała nieszczęsna kolej, schronili się do najgłębszych galerji podziemnych, do których wejście zatarasowano silnie.
Miałem nadzieję, iż w tym zakątku będą mniej podległe rozkazującej im woli, która je zmuszała do lotu, kończącego się śmiercią.
O zachodzie słońca usłyszałem ich jęki i krzyki; popychane przez fatalną sugestję, chciały wyważyć wrota przeze mnie zabarykadowane, aby lecieć na miejsce kaźni. Nie udało im się to jednak i po niejakim czasie ucichły.
Wielki Mózg, pozbawiony teraz tak samo fosforu, jak wprzód energji elektrycznej, musi się wyczerpać, stracić wszelką moc i wolę.
Tak przeszły trzy miesiące. Niewidzialni okazywali mi największą uległość i szacunek. Zgadywali w lot moje życzenia, zanim zdążyłem je wypowiedzieć. Wypełniali wszelkie prace, jakie im nakazywałem, dostarczali mi najrzadszych roślin i stworzeń, istniejących na planecie; na ich niewidzialnych skrzydłach mogłem się przenosić wszędzie, dokąd tylko chciałem.
W ten sposób ukazałem się raz dawnym moim poddanym, dobrodusznym Marsjanom z kraju trzęsawisk, których obdarzyłem hojnie różnemi podarunkami.