Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmiechem na samo dno otchłani, z której wydobyłem mój hełm opałowy.
Ach, teraz dopiero pojąłem, jak słusznie ukrywano ten talizman, pozwalający widzieć niewidzialne! Jak mądrze postąpiono, otaczając go skomplikowanemu zasadzkami, broniącemi przystępu!
A więc już od jakiegoś czasu żyłem obok tych strasznych istot. Zrobiły sobie rozrywkę ze szpiegowania mnie, podglądania, miały mię wciąż na oku; pilnowały, jak zdobyczy, która nie może uciec daleko, którą znajdą zawsze w czasie przeznaczonym na jej śmierć.
Niewytłómaczone dotąd przygody dni ostatnich stały mi się teraz jasne, jak na dłoni. To Niewidzialni, zaczajeni w roślinach powietrznych, wytępili moich biednych Marsjan, a mnie uwięzili; zdawało mi się, że czuję jeszcze uścisk ich ramion i zadrżałem, myśląc o niebezpieczeństwie, na które się narażałem, zajmując niszę jednego z tych potworów!
Naczynia z krwią wskazywały aż nadto dokładnie, czem się żywią...
Oburzony byłem tem, że na planecie, którą, jak sądziłem, zamieszkują tylko nieszkodliwe dzikusy i ograniczone Erloory, mogły istnieć jeszcze inne, złośliwe istoty.
Napróżno przywodziłem sobie na myśl naukowe wyświetlenie tej kwestji: sama myśl, że jestem w mocy tych nieujętych istot, była mi nieznośną.
Tak przeszło parę godzin, a ja wciąż siedziałem w swej kryjówce, między dwoma stosami brył kamiennych, z zimnym potem na czole, nie śmiąc się