Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełne łez — ciągle mi się zdaje, że słyszę nad nami szelest skrzydeł. Chwilami widzę, że jakaś mgła przesuwa się przed mojemi oczami. Boję się, przeczuwam jakieś nieszczęście, zapewne jeszcze przed końcem dnia!
Usiłowałem ją uspokoić.
— Nie myślałem, żeś jest tak lękliwą — mówiłem, śmiejąc się — doprawdy, nie poznaję cię! Czegóż się możesz obawiać? Czyliż nie jestem przy tobie?
— Może nie mam słuszności — odpowiedziała, drżąc — ale się boję. W tej chwili uczułam lodowatą rękę na mojej głowie.
— To przywidzenie! Staraj się pokonać rozsądkiem obawy, tak jak cię uczyłem, a przekonasz się sama, że nic nam tu nie grozi! Jesteśmy liczni, dobrze uzbrojeni, słońce świeci, jestem przy tobie! Erloory są pokonane i nie potrzebujemy się ich obawiać!
— Ja się nie ich obawiam...
— A więc czegóż innego?
— Nie wiem... To jest coś, czego nie umiem ci wytłomaczyć.
Mówiąc to, drżała jak liść na wietrze.
— Czy słyszysz? — zapytała trwożnie, tuląc się do mnie — w tej chwili słyszę wyraźnie szelest skrzydeł.
Zacząłem nasłuchiwać, aby jej wyperswadować mniemany kaprys, lecz ku wielkiemu memu zdumieniu, usłyszałem wyraźnie tuż przy nas szmer lekki, niepochwytny, jak gdyby szum bardzo lekkich skrzydeł.
— To jakiś owad lata — rzekłem, chcąc koniecznie znaleźć jakieś wyjaśnienie tego faktu.
W rzeczywistości byłem nieco zdumionym, lecz się nie przerażałem tem zanadto. Tłomaczyłem mojej małej Marsjance, że pod ścisłem sklepieniem tych drzew,