Strona:PL Lange - Miranda.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cznie coś ją absorbowało. Do mnie zwróciła się z pełnym życzliwości ukłonem i znów jakieś drżenie przeszło całą moją istotę i zacząłem marzyć, jakby to było pięknie, gdyby taka nadludzka istota...
Figura Kriszny naraz zapromieniała wszystkiemi kolorami tęczy; z wyżyny spadł deszcz kwiatów, rozlewając dokoła zapach cudowny, a z galerji nad ołtarzem dał się słyszeć dźwięk melodyjnej muzyki: o ile mogłem sądzić były to jakby arfy i lutnie, połączone z dźwiękiem organu.
Śród tych wielobarwnych promieni, tych kwiatów i tej muzyki ukazał się przedstawiciel władzy, sługa boga Miłości.
Wezwał on kandydatów ślubnych przed oblicze Kriszny; cztery pary wystąpiły ze swych orszaków i do ołtarza się zbliżyły.
Sługa boży miał do nich krótką przemowę: podniósł ich wieloletnie współżycie, oparte na wiernej miłości; zaznaczył, że nie często zdarzają się tak dostojne związki — i w nagrodę połączył ich ręce, czem uwieńczył ich jedność, wzywając Krisznę, aby więcej było wzorów podobnych.
Uroczystość była bardzo piękna i wzniosła — i oznaczała się czemś, co u nas przy ślubach bywa bardzo rzadkie: prawdą. Miałeś wrażenie, że w tym obrzędzie ani kropli fałszu niema.
Wszyscy obecni — zaczęli śpiewać hymn z towarzyszeniem muzyki, która grać nie przestawała. Tak się odbyły zaślubiny Wiswamitry z Kesinią oraz innych par, które były w świątyni.
Byłem swoją drogą ciekaw, co to jest owo ministerjum i jakie są jego kompetencje. Nie mały był istotnie zakres jego pracy, gdyż wyrazem miłość obejmowali oni znacznie szersze pojęcie, niż to u nas bywa.