szedł rotmistrz Iwanow i dwunastu żołnierzy. Zgromadzeni w podziwie patrzyli na nowych gości, a rotmistrz głosem komendy mówił do żołnierzy:
— Otoczyć dokoła! Nie wypuszczać nikogo! Broń mieć w pogotowiu!
Trzech żołnierzy kolejno rewidowało więźniów: zabierali im rewolwery, dokumenty, papiery, na ręce kładli im kajdany, łącząc po dwie osoby. Ale Miron stawiał się zuchwale:
— Nie tykać mnie! Precz z caratem! Niech żyje rewolucja!
Poczem zaczął śpiewać na nutę polskiej pieśni: „Armaty pod Stoczkiem“ — nieudolną, choć bardzo rozpowszechnioną pieśń „przeciw burżuazji“:
Nas dawit, o bratija, włast' kapitała,
Burżuj, moł, podporoj u trona...
Wkrótce potem weszli na polanę nowi trzej żołnierze, prowadząc starego wieśniaka, również zakutego w kajdany. Żołnierze dźwigali dwie małe skrzynki, z których w jednej, jak się okazało, była broń, w drugiej papiery, broszury itd. Stary Fiedor zupełnie ogłupiały, miał jednak tyle przytomności, że zapytał żołnierza:
— Co to jest? — i wskazał mu ludzi, otoczonych przez wojsko. Żołnierz mu wyjaśnił, że to schwytane buntowszczyki, a potem zwrócił się do rotmistrza:
— Melduję pokornie, waszemu wysokorodju, żeśmy starego kramolnika zabrali w jego domu i znaleźli u niego broń i pisma.
— Razem go do gromady! — rozkazał rotmistrz.
Teraz dopiero Fiedor zobaczył Aleksego