Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

— Ach niemocy, niemocy mojego własnego serca! — westchnęła. — Ty dusząco szara godzino zmierzchu, kiedyś zapanujesz też i nad moją duszą! Wtedy życie wyda mi się szkaradnem i bezbarwnem jakiem nie jest, wtedy moje włosy posiwieją, grzbiet się pochyli, mózg osłabnie.
W tejże chwili sanie skręciły na podwórze, a gdy młoda hrabina podniosła oczy, padły one na zakratowane okna w bocznym budynku, a za szybą dojrzała twarz z parą złością nabrzmiałych oczu.
Twarz to była majorowej z Ekeby — Młoda kobieta czuła, że dziś wieczorem nie odzyska wesołości, bo można być wesołym, gdy się nie widzi smutku, lecz słyszy się tylko o nim, jak o czemś dalekiem; trudniej jest zachować w duszy wesele, gdy się zetknie twarzą w twarz z nieszczęściem.
Hrabina wiedziała, że majorową uwięziono i oskarżano o gwałt, którego się dopuściła owej nocy na balu na Ekeby. Ale nie myślała, że zamknięto ją we dworze sędziego tuż obok sali balowej, zkąd będzie można zaglądać do jej pokoju tak blizko leżącego, że mogła słyszeć muzykę i gwar wesoły. A myśl o niej głuszy jej radość.
Hrabina tańczy wprawdzie walce i kadryle, pląsa w menuecie i anglezie, ale między jednym tańcem a drugim musi podejść do okna i spojrzeć w boczne skrzydło budynku. W pokoju majorowej się świeci, widzi ją przechadzającą się. Zdaje się, jakby nigdy nie miała spocząć, lecz musiała chodzić wciąż, bez odpoczynku. A każdym razem, po każdej takiej przerwie ciężej wlokły się w tańcu nogi hrabiny, a śmiech dławił ją w gardle.