Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
81

Dał słowo honoru następcy tronu, że Wermlandu nie opuści i bez koniecznej potrzeby nie będzie opowiadał, kim jest. Przybył do Ekeby z odręcznem pismem następcy tronu do majora, w którem to piśmie polecano go serdecznie. I otwarły się przed nim podwoje rezydenckiego skrzydła.
Początkowo łamano sobie głowy, kim może być ta nowa osobistość, ukrywająca się pod przybranem nazwiskiem. Z czasem jednak stał się rezydentem, Wermlandczykiem. Wszyscy nazywali go stryjem Krzysztofem, nie wiedząc właściwie, zkąd przyszedł do tego imienia.
Ale drapieżnemu ptakowi trudno usiedzieć w klatce; przywykł do czegoś innego, niż skakanie z jednego patyczka na drugi i do wydzielanego przez dozorcę pokarmu.
Ongi rozpalały mu krew niebezpieczeństwa wojny — obmierzł mu duszny spokój. I inni rezydenci nie były to wcale oswojone ptaki, ale w żadnym krew tak nie grała, jak w stryju Krzysztofie. Jedynie polowanie na niedźwiedzia mogło ożywić nieco jego stępiałe siły żywotne — polowanie i kobieta — jedna kobieta.
Odżył nanowo, gdy przed dziesięciu laty po raz pierwszy zobaczył hrabinę Martę, wtedy już wdowę. Kobieta to była kapryśna jak wojna, kusząca jak niebezpieczeństwo, kipiąca życiem, zuchwała — kochał ją.
I oto siedzi tu, postarzały, posiwiały, nie mogąc się oświadczyć. Od lat pięciu jej nie widział. Więdł i gasł powoli, jak orzeł w klatce. Z każdym rokiem stawał się suchszym, bardziej zmarzniętym,