Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
51

w studyowaniu miłości, ale dotąd nie rozumiała tego niedoświadczonego chłopca, tego wielkiego dziecka.
— Adryanie, kochany Adryanie — mówi — cóż za komedyę grałeś przedemną? Chodź tu i opowiedz mi prawdę!
On zbliżył się i omal jej w uściskach i pieszczotach nie zadusił. Biedne chłopczysko! co się nacierpiał, natęsknił!
Po chwili wyjrzała oknem. Pani Gustawa wciąż przechadzała się z mężem i mówili o kwiatach i ptakach, a tu siedzi ona i rozmawia o miłości.
— Życie dało nam obu poznać gorzką swoją powagę — pomyślała i uśmiechnęła się smutno. — Pociechą dla nas, że każda ma duże dziecko, z którem się może bawić.
A jednak dobrze, iż może być kochaną. Miło jej było słyszeć o tej czarownej mocy, która z niej promieniuje, i o tem, jak się wstydził tego, co w pierwszej z nią rozmowie powiedział. Wtedy nie przypuszczał, że w niej tkwi taka siła. Żaden mężczyzna nie mógł się do niej zbliżyć, aby jej nie pokochał, ale ona go onieśmielała, taki się sobie wydawał marny.
Nie było to ani szczęście, ani nieszczęście, ale chciała spróbować iść w życie z tym człowiekiem.
Zaczynała rozumieć samą siebie i przyszły jej na myśl słowa dawnej piosenki o turkawce, ptaku tęsknoty: Ona nigdy nie pije czystej wody, zawsze ją naprzód zmąci nóżką — aby lepiej odpowiadała jej smutnemu usposobieniu. Tak i ona nie miała dostać się do źródła życia, aby z niego pić czyste, niezamącone szczęście. Smutkiem przysłonione — oto najlepsze dla niej życie.