Nim. On cię uniósł jak dziecię w swoich ramionach.
— On widział Boga — powiedział syn i przymknął starcowi powieki.
— Widział otwarte niebo — łkają dzieci i czeladź.
Stara matka kładzie drżącą rękę w prawicę kapitana Lennarta.
— Panie kapitanie, w najgorszej chwili przyszedłeś mu pan z pomocą!
On stoi milczący. Oto spadła na niego łaska silnych słów i wielkich czynów i nie wie jak i zkąd? Drży, jak motyl wykluwający się z poczwarki, gdy skrzydełka jego rozwijają się od promieni słonecznych, a połyskują jak słońce samo.
Ta chwila pchnęła kapitana między ludzi. Inaczej byłby zapewne wrócił do domu i pokazał się żonie we właściwej swojej postaci, ale od tej chwili był przekonany, że Bóg potrzebuje usług jego. Stał się tedy wysłańcem Bożym, który biedakom niesie pomoc i pociechę. A bieda i nędza wonczas były wielkie i mądrość a dobra wola mogły więcej zdziałać, niż złoto i potęga.
Pewnego dnia zaszedł kapitan do biednych chłopów, mieszkających w okolicy Gurlittberga. Nędza wśród nich panowała wielka, nie mieli już kartofli do jedzenia, nie mogli siać żyta na wypalonych polach, gdyż zabrakło im ziarna.
Wtedy kapitan wsiadł w małą łódkę i popłynął na drugą stronę jeziora do Sintrama, prosząc